poniedziałek, 23 marca 2015

Wróżbici i szarlatani w starożytnej Grecji.

    „ Życiem ludzkim ci dwaj władają tyrani: Nadzieja i Strach,  kto jedno i drugie wyzyskać potrafi, w krótkim bardzo czasie do bogactw dojść może” (Lukian)

   Jak świat długi i szeroki i jak długo istnieje, zawsze i wszędzie niepokój ludzi budziły niezwykłe i niezrozumiałe zjawiska przyrody - tajemne moce. Usiłowano wytłumaczyć niepokojące sny, wierzono w pojawianie się duchów osób zmarłych, przede wszystkim jednak próbowano spojrzeć w przyszłość, potrzeba poznania tego co niesie los, była w starożytnej Grecji wręcz obsesyjna. Wróżbici i wyrocznie cieszyły się dużym zaufaniem i uznaniem, to u nich szukano porad dotyczących życia prywatnego jak i w sprawach publicznych i państwowych.
Najszerszy zasięg miały wyrocznie, które były przy świątyniach – głównie Apollina, do których zwracano się zarówno w sprawach osobistych ale głównie w sprawach większej wagi, aby za pośrednictwem kapłanów uzyskać odpowiedź od samego boga.
Królewscy wysłannicy z przyległych krain szukali u wyroczni rady w tak ważnych kwestiach, jak na przykład; gdzie zbudować nową świątynię, albo czy rozpocząć wojnę. Najstarszą grecką wyrocznią była wyrocznia Zeusa w Dodonie, gdzie kapłani przepowiadali przyszłość wsłuchując się w szum liści świętego dębu i szum źródła płynącego u jego stóp. 


     Najsłynniejszą jednak była  wyrocznia w Delfach z wieszczką-kapłanką Pytią. Pytania zadawano kapłanom, ustnie lub na piśmie, oni z kolei przedstawiali je Pytii, która zasiadała na trójnogu i odurzała się wyziewami wydobywającymi się ze szczeliny, znajdującej się w podziemiu świątyni. Będąc w transie, wypowiadała urywane, nie zawsze zrozumiałe zdania, a kapłani układali z nich odpowiedzi, oczywiście w wielu wypadkach, zwłaszcza gdy chodziło o sprawy państwowe czy społeczne, odpowiednio dostosowywali odpowiedzi do sytuacji -  mieli własną służbę informacyjną i bardzo dobrze orientowali się w sytuacji politycznej i stosunkach społecznych.


     Sztuka wróżbiarska —manteia — cieszyła się ogólnym zainteresowaniem i szacunkiem, ale też były różne jej poziomy, i tak obok wyroczni działali wszelkiej maści wróżbici, wieszczki, wykładacze snów. Zawodowi, doskonale wykształceni wróżbici pracowali dla władców, natomiast zwykli służyli każdemu, kogo było na nich stać.
Występowały wówczas dwa rodzaje wróżbiarstwa: sztuczne i naturalne.
Sztuczne, polegało na odczytywaniu znaków pojawiających się na niebie i na ziemi i ich interpretacji – choć istniały pewne ustalone sposoby odczytywania tych znaków, niewątpliwie nieraz dopuszczano się do fałszowania wróżb.  Istniały różne metody wróżenia sztucznego, najbardziej rozpowszechnionym było wróżenie z lotu, krzyku i zachowania się ptaków. 


     Pojawienie się  tych, które były związane z jakimś bóstwem uważano za wróżbę pomyślną , np. orzeł — był posłańcem Zeusa, kruk — Apollina, sowa, wrona — Ateny itp.  Brano pod uwagę kierunek lotu ptaka (ustawiano twarz do północy, gdy ptak przelatywał z zachodu na wschód, był to znak pomyślny, zaś ze wschodu na zachód jako niepomyślny) wróżbita znał także nasilenie głosu ptaków, gdyż i ono miało jakieś, wróżbicie tylko znane, znaczenie. 


   Sławą w tej dziedzinie okrył się Kalchas, uważany za potomka Apollina, trafnie zinterpretował znak dany od Zeusa przed wyprawą na Troję. Kiedy Achajowie składali ofiarę bogom przed rozpoczęciem oblężenia, spod ołtarza wypełzł wąż, wspiął się na pobliskie drzewo i pożarł znajdujące się w gnieździe osiem piskląt i ich matkę. Następnie wąż zamienił się w kamień. Znaczyło to, że Achajowie będą bezskutecznie oblegać mury Troi przez dziewięć lat i zdobędą je dopiero w dziesiątym roku – i tak też się stało.

  Oprócz ornitomantyki – bo tak nazywała się ta technika wróżenia, wróżono z wnętrzności zwierząt, szczególnie wątroby, gdyż każda jej część miała swoje znaczenie, ze sposobu i kierunku unoszenia się dymu, zarówno przy spalaniu ofiar jak i kadzidła, z zachowania się kur przy jedzeniu, z zachowania się ryb w wodzie, ale rozszerzano ten rodzaj wróżenia na inne stworzenia: węże, jaszczurki, myszy, pająki i inne, ze sposobu palenia się drewna, z płomieni, kierunku, w jakim unosił się dym itp.


    Wróżono również ze znaków atmosferycznych (błyskawice, grzmoty itp.), z ruchów przedmiotów, z ruchów kosza lub pierścienia zawieszonego na nitce (sposób znany i dzisiaj), a także z kostek do gry, obserwowano odruchy człowieka, poszczególne słowa, a nawet dzwonienie w uszach lub kichnięcie i odpowiednio je interpretowano, wróżono z linii dłoni, co utrzymało się do dnia dzisiejszego, z cyfr, liczb, z ich układów. Były cyfry szczęśliwe — jak siódemka, liczba Apollinowa a potem pitagorejska, a także trójka i dziewiątka. O stosunku starożytnych do „trzynastki" nic nie wiemy.


    Obok oficjalnych, uznanych i szanowanych wróżbitów, pojawiali się ludzie obdarzeni jakoby szczególnym darem jasnowidzenia, robienia cudów itp. reprezentujący tzw. wróżenie naturalne i wtedy powstawała trudność w odróżnieniu człowieka, który istotnie posiadał jakieś szczególne zdolności, od cudotwórcy — szarlatana.
Jedną z takich postaci był  Apoloniusz z Tiany, filozof i mag, cudotwórca i prorok, żyjący w czasach cesarstwa rzymskiego, uznawany przez niektórych za pośrednika między bogami i ludźmi. Apoloniusza otaczała legenda, w której trudno oddzielić prawdę od fantazji. Satyryk Lukian z Samosat żyjący 100 lat później wystawia mu bardzo niepochlebną opinię, dodając dosyć ostre epitety. Pisze że to obrzydliwy szalbierz, który próbuje naśladować Pitagorasa, jego dokonania nazywa kuglarskimi i aktorskimi. Apoloniusz według niego to fałszywy wróżbiarz, manipulant, deprawator i oszust,  który rzekomo mówił kilkoma językami, chociaż się ich nigdy nie uczył, chodził po wodzie, latał w powietrzu, wskrzeszał zmarłych, wypędzał demony itp.
Jednym słowem wykorzystywał swą wiedzę i używał „jakichś sztuczek", by zyskać sobie popularność,

Apoloniusz z Tiany
     Wkrótce Apoloniusz znalazł godnego siebie wspólnika – Aleksandra z Abonuteichos.
Aleksander, jak pisze Lukian, w szalbierstwach przeszedł mistrzów, a „kiedy —zeszły się ze sobą dwa śmiałki... do łotrostw pochopne, wykombinowali sobie bez trudu, że... zarówno dla bojącego się, jak i dla spodziewającego się, znajomość przyszłości w najwyższym stopniu potrzebna jest, i pożądana, że w ten sposób i Delfy kiedyś porosły w bogactwa, i Delos, i Klaros, gdyż ludzie przez tyranów — Nadzieję i Strach — nękani świątynie te tłumnie nawiedzali, tu o przyszłość dowiedzieć się pragnęli i w tym celu hekatomby składali, złote szaty w ofierze znosili..."
"Charakter owego Aleksandra — jak pisze Lukian dalej — był najdziwniejszą mieszaniną kłamstw, podstępów, krzywoprzysięstw, matactw; lekkomyślny, śmiały, ujmujący, budzący zaufanie, umiejący zręcznie maskować się... To pewne, że nie było człowieka, który by pierwszy raz zetknąwszy się z Aleksandrem, nie rozstał się z nim z przekonaniem, że jest to najzacniejszy z ludzi, najskromniejszy, a także najprostszy i bezpretensjonalny". Czyż nie są to cechy stałe, które utrzymały się poprzez wieki przy spryciarzach-oszustach?

Lukian z Samosat
     Lukian szczegółowo opisuje szereg szalbierstw Aleksandra. Opisy te świadczą o bezgranicznej naiwności ludzkiej, która jest trwała i  niezniszczalna, oto jedno z nich; chcąc zwrócić na siebie uwagę tłumów, odrywał rolę nawiedzonego świętym szałem, co na widzach robiło wrażenie czegoś nadnaturalnego, w takim udanym ataku toczyła mu się z ust piana; typowy objaw ataku, ale wywoływał ten efekt sztucznie „żując korzeń rośliny farbiarskiej, strution". Oprócz tego występował w roli wyroczni; zbierał pytania zapisane na tabliczkach, te były zawiązane i opieczętowane. Miał swoje sposoby żeby pieczęć usunąć i nieuszkodzoną z powrotem nałożyć…. Wyznaczona też była taksa za każdą wyrocznię: drachma i dwa obole. Ale nie należy sądzić, że była ona niska, a dochód z tego przedsięwzięcia mały. Dochodził on siedemdziesięciu do osiemdziesięciu tysięcy drachm rocznie, „gdyż ludzie tak byli nienasyceni, że po dziesięć i po piętnaście zamawiali odpowiedzi”
Poza wiarą we wróżbitów, wieszczków, wyrocznie, oficjalnie przez religię i państwo uznane i nawet nakazane - poza wiarą w cuda dokonywane przez szalbierzy, cudotwórców w rodzaju Aleksandra -  pozostaje jeszcze wiara w zabobony, często ludowa, lokalna, przechodząca z pokolenia na pokolenie, wiara w moc uniknięcia nieszczęścia przez unikanie jakichś znaków albo przez zapobieganie im w naiwny, prymitywny sposób. I znowu możemy stwierdzić, zabobon jest wieczny, zabobon nie umiera.


       I tak dla Greka złą wróżbą było jak przebiegła mu drogę łasica, dzisiaj łasicę zastąpił czarny kot. Czwarty i dwudziesty czwarty był feralnym dniem miesiąca. O takich właśnie zabobonach pisze Teofrast grecki uczony i filozof, uczeń i przyjaciel Arystotelesa.
 „Bez wątpienia uważać można zabobonność za lęk przed czynnikami nadprzyrodzonymi. A człowiek zabobonny to ktoś taki, kto np. jeśli mu łasica przez drogę przebiegnie, nie ruszy się z miejsca, dopóki ktoś inny go nie wyminie, albo dopóki trzech kamieni na drogę nie rzuci. Zobaczył węża w domu: jeśli to wąż brunatny, Sabadzajosa (bóg, syn Zeusa i Persefony)  wzywa, jeśli zaś wąż święty, natychmiast stawia w tym miejscu ołtarz. ...Niech no mysz przegryzie dziurę w worku z mąką, już śpieszy do wróżbity, pyta, co ma robić. A skoro ten mu radzi, żeby dał worek załatać do rymarza, nie chce słuchać, tylko pędzi składać przebłagalną ofiarę. ...Kiedy gdzieś w drodze usłyszy wołanie sowy, przerażony „Atena potężniejsza" woła i uchodzi. A kiedy mu się coś przyśni, pędzi do wykładaczy snów i do wieszczków, i do tych, co z lotu ptaków wróżą, i zadręcza ich pytaniami, do którego boga się modlić albo bogini. ...Na widok obłąkanego lub epileptyka otrząsa się i spluwa w fałdy płaszcza" (Teofrast, Charaktery XVI).
c.d.n.

 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz