piątek, 6 listopada 2015

Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Jak przekupstwo zagroziło demokracji cz.2

Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Jak przekupstwo zagroziło demokracji cz.2:     Po obaleniu tyrana Hippiasza, uciekinierzy i wygnańcy wrócili do Aten, wśród nich byli Alkmeonidzi - jeden z najstarszych rodów arysto...

Jak przekupstwo zagroziło demokracji cz.2

    Po obaleniu tyrana Hippiasza, uciekinierzy i wygnańcy wrócili do Aten, wśród nich byli Alkmeonidzi - jeden z najstarszych rodów arystokratycznych w Atenach - dowodzeni przez Klejstenesa. Ten niezwłocznie ustanowił trzy pierwsze prawa - przegłosowane w trybie przyspieszonym.  Pierwsze, o usuniętciu z list publicznych wszystkich tych, którzy za czasów Hippiasza nielegalnie uzyskali status obywateli Aten, drugie, o pozbawieniu praw obywatelskich jego zwolenników i trzecie - o zakazie tortur.


    Ale w wyborach w 508 r. p.n.e. Klejstenes, wbrew swoim oczekiwaniom, nie został wybrany archontem, wygrał jego największy rywal, także potomek świetnej rodziny, przedstawiciel arystokratów – Isagoras. Klejstenes nie zamierzał się jednak poddać, jako zwykły obywatel odwołał się bezpośrednio do Zgromadzenia Ludowego i zaproponował całą serię reform. Zgromadzenie uchwaliło propozycje Klejstenesa błyskawicznie. Ich wynikiem była gruntowana reforma wszystkich instytucji i powstanie zupełnie nowego systemu politycznego. Poszerzono znacznie krąg obywateli, wzmocniono uprawnienia ich zgromadzenia, a obradami obywateli zarządzała tzw. Rada Pięciuset. Było to rok 508 r. p.n.e. pamiętna data - wtedy narodziła się w Atenach Demokracja.

Klejstenes (wersja filmowa)
    Isagoras szybko uświadomił sobie, że jego tytuł archonta w rzeczywistości nie zapewnia mu żadnej władzy, bo ta przeszła w ręce obywateli. Nie chcąc dłużej być tylko „elementem dekoracyjnym” uciekł się do najpotężniejszej broni Ateńczyków (!) 
    Cały sekret przekupstwa, korupcji, polega na tym, żeby przekupujący wiedział dokładnie jakie są potrzeby przekupywanego. Czego najbardziej pragnie, czego mu brakuje. W tej dziedzinie Ateńczycy byli mistrzami. Dzisiaj byśmy powiedzieli, że wszystko i każdy ma swoją cenę. Wtedy określano to delikatniej a mianowicie, że każdy ma jakieś pragnienia. Kapłani delficcy pragnęli pięknej i drogiej świątyni – dostali ją. A król ? Jakie pragnienia może mieć król ? Isagoras bez trudu znalazł coś, co zapewniło mu wsparcie zbrojne króla Sparty. Żona Kleomenesa – króla Sparty – była wówczas  w ciąży, należała do tej kategorii kobiet, o których z trudem można powiedzieć, że są piękne. Natomiast żona Isagorasa była znaną ze swej urody pięknością, kiedy Kleomenes zobaczył ją po raz pierwszy, oniemiał, a Isagoras nie miał żadnych skrupułów. W krótkim czasie, król uległ jej urokom – delikatnie mówiąc – a Isagoras przejął władzę w Atenach, dzięki pomocy spartańskiego oręża.  


    Swoje nowe rządy rozpoczął od wygnania członków rodu Alkmeonidów z Klejstenesem na czele. Powód ? Obarczył ich odpowiedzialnością za rzeź zwolenników niejakiego Kilona – rebelianta z czasów tyranii, to że masakra miała miejsce 130 lat wcześniej, było tylko nieistotnym szczegółem.  I tak Klejstenes znowu stał się wygnańcem, a Isagoras przekonał króla Sparty do wypędzenia z Aten kolejnych 700 rodzin, które zagrażały jego ambicjim politycznym. Próbował jeszcze rękami Kleomenesa zlikwidować Zgromadzenie Ludowe i powołać na to miejsce 300 swoich zwolenników, ale się  przeliczył. Młoda demokracja nie złożyła broni, posłowie i lud ateński zjednoczyli swoje siły, zmuszając Kleomenesa i Isagorasa do ucieczki na Akropol. Król Sparty uwięziony na świętym wzgórzu, zaczął zastanawiać się nad swoim położeniem. Może i warta grzechu była piękna żona Isagorasa, ale on wpakował się w niezłe tarapaty i nie miał ochoty dłużej oglądać jak jego ludzie giną w rozgrywkach o to, kto będzie rządził w Atenach.


     Po dwóch dniach spędzonych na oblężonym Akropolu zwrócił się do Ateńczyków z prośbą o „honorowe porozumienie” Zgodzili się i pozwolili mu wrócić ze swoim wojskiem do Sparty, Isagoras korzystając z zamieszania znalazł okazję i uciekł z Aten, jego zwolennicy nie mieli tyle szczęścia, zostali osądzeni i wielu z nich skazano na śmierć. Klejstenes powrócił triumfalnie do Aten, pod jego wpływem przegłosowano bez poprawek, ustawy o przekazaniu władzy w ręce ludu. W ten sposób nowy system polityczny - Demokracja - stał się faktem.


    W Sparcie sprawy miały się zgoła inaczej, Kleomenes nie mógł sobie wybaczyć, że dał się tak zmanipulować, że był tylko pionkiem w rękach Ateńczyków. Jak mógł pozwolić na to, że posłużyli się nim w celu pozbycia się jego przyjaciela, tyrana Hippiasza. Postanowił działać. Porozumiał się władcami Beocji i Chalkis, że Ci zaatakują Ateny z północy, podczas gdy on i Peloponezyjczycy nadejdą od strony przesmyku Korynckiego. Jednak młoda demokracja ateńska okazała się niepokonana.  Odparli wojska nieprzyjacielskie z północy, a spory jakie wybuchły w obozie Peloponezyjczyków, uwolniły ich od wątpliwej przyjemności walczenia z nimi. 
    Kleomenes wrócił do Sparty i zorganizował jakbyśmy to dzisiaj nazwali konferencję sojuszników, a na niej jasno i wyraźnie ogłosił wszem i wobec, że ma zamiar pomóc swojemu przyjacielowi Hippiaszowi w odzyskaniu władzy i w przywróceniu tyranii w Atenach.
Przedstawiciel Koryntian Sosikles zabrał głos i mówił przez wiele godzin, a puenta tego co powiedział Spartanom była taka; Jeżeli tak bardzo Wam się podoba tyrania to zastosujcie ją najpierw u siebie, w Sparcie, a dopiero potem próbujcie wymusić gdzie indziej. Konferencja zakończyła się fiaskiem.
    Działo się to w 506 r. p.n.e. Klejstenes zmarł rok wcześniej. Jego siostrzenica Agariste wyszła za mąż za  Ksantipposa, w 495 r. p.n.e. para doczekała się syna. Był nim Perykles, człowiek, który poprowadził Ateny w złoty wiek



 c.d.n.




środa, 4 listopada 2015

Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Jak przekupstwo pomogło demokracji

Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Jak przekupstwo pomogło demokracji: ….Patrzył z uśmiechem na kręcących się niespokojnie na siedziskach, członków potężnego duchowieństwa –  kapłanów delfickich, i uznał, że n...

Jak przekupstwo pomogło demokracji cz.1

….Patrzył z uśmiechem na kręcących się niespokojnie na siedziskach, członków potężnego duchowieństwa –  kapłanów delfickich, i uznał, że nadszedł czas aby ich uspokoić.

„Nasza umowa będzie uszanowana” – powiedział

„Nie zamierzam prosić nawet o drachmę więcej, niż te trzydzieści talentów, które zawarte były w umowie. Cały marmur na budowę świątyni będzie ofiarą Alkmeonidów dla boga Apollina”

   Kapłani spojrzeli po sobie, ale nie dali się zwieść, wiedzieli, że wykonawcy podejmują się zlecenia, żeby mieć z tego zysk, a nie po to żeby stracić, a było pewne, że jeżeli Klejstenes mówi prawdę to jego kieszeń ucierpi na tym przedsięwzięciu.
Świątynia Apollina w Delfach spłonęła w 548 r. p.n.e. Ponad 30 lat później Ateńczyk z rodu Alkmeonidów o imieniu Klejstenes postanowił odbudować ją w miejscu, gdzie pojawiał się słodko pachnący obłok, na miejscu tej, która spłonęła. Kosztowałaby kapłanów 30 talentów i zbudowana by była z wapienia, który występował obficie w okolicy i z cennego marmuru paryjskiego. 

    Niebawem zdumieni kapłani zauważyli jak słudzy Klejstenesa przywożą i rozładowują bloki białego marmuru, nie uwierzyli jednak w jego bezinteresowność - bardzo dobrze znali Ateńczyków dlatego też szybko postanowili wyjaśnić sprawę i bez ogródek przystąpili do rzeczy;

„A czego chcesz w zamian” – spytali

     Klejstenes poczuł się dotknięty i zapewniał kapłanów o swoich czystych intencjach, ci jednak wyjaśnili mu, że wyrocznia delficka nie może mieć długu wdzięczności w stosunku do nikogo, nawet jeżeli tym kimś jest sam Klejstenes, członek znamienitego rodu Alkmeonidów. Sprawa musi być wyjaśniona: tu i teraz
Ateńczyk zarzekał się, że nie chodzi tu o żadną „transakcję wymienną”, tylko małą przysługę, prośbę, jeżeli oczywiście chcą i mogą ją spełnić – jeżeli nie, to nie ma żadnego problemu. Na prośbę żeby wyrażał się jaśniej, odparł;

Klejstenes 

„Nie proszę o nic trudnego co byłoby niezgodne z  prawem, tylko o to, by za każdym razem kiedy Spartanin przyjdzie z pytaniem do Pytii, dodać do jej wyroczni tylko jedno, jedyne zdanie; Sparta musi pomóc Atenom w obaleniu tyrana Hippiasza”

     Marmur paryjski był piękny i osławiony w całym ówczesnym świecie, kapłani już widzieli oczyma wyobraźni, świątynię Apollina ubraną w marmur błyszczący w słońcu. Transakcja nic by ich nie kosztowała, poza tym Wyrocznia Delficka nigdy - delikatnie rzecz ujmując - nie przepadała za tyranami. Zgodzili się. Klejstenes od tego momentu, mógł chwalić się tym, że był pierwszym Ateńczykiem, któremu udało się przekupić boga Apollina.


    Hippiasz, wspierany przez Tesalijskich sojuszników i najemników wprowadził w Atenach brutalną dyktaturę. Po śmierci brata Hipparcha – zamordowanego w 512 r.  p.n.e. przez Harmodiosa i Aristogejtona - rządy Hippiasza stały się jeszcze bardziej okrutne. 

 Harmodios i Aristogejton

   Tortury były na porządku dziennym a podatki ściągane praktycznie za wszystko - w tym dla pokrycia kosztów utrzymania jego „ochroniarzy”- przekroczyły wszelkie granice. Próba powstania przeciwko tyranowi zorganizowana przez patriotę Kidona spaliła na panewce – został zdradzony. Oddział złożony z przeciwników Hippiasza a stworzony przez Alkmeonidów, został unicestwiony przez najemników tyrana. Klejstenes ucieka się więc do starej sztuczki Ateńczyków – do przekupstwa.
     Wyrocznia nadal przekazywała trudne do zrozumienia, mgliste i wieloznaczne komunikaty, kiedy jednak kierowane były do Spartan uzupełniane były jasnym przekazem „Sparta musi pomóc Ateńczykom obalić tyrana” 


    I tak jak kropla drąży skałę, proroctwa Pytii zmieniały stosunek Lakończyków do Hippiasza, pomimo tego, że pozostawał w dobrych stosunkach z władcami Sparty. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać bo wkrótce zorganizowano ekspedycję dowodzoną przez Anchimolosa. Niewielkie siły spartańskie wsiadły na statki i wyruszyły w kierunku Zatoki Faleron. Jednakże Hippiasz zdążył zaalarmować swoich sojuszników z Tesalii, na pomoc przybył oddział z tysiącem dobrze wyszkolonych i uzbrojonych jeźdźców. Przed bitwą  tyran kazał wyrwać wszystkie drzewa rosnące na plaży, żeby stworzyć dogodną do walki równinę. Kiedy Spartanie wylądowali, kawaleria Tesalijczyków  osaczyła ich i pokonała. Anchimolos zginął na polu bitwy a ci którzy przeżyli, wrócili statkami do Sparty. 


     Był to dla Lakończyków cios, plama na honorze, którą trzeba było szybka zmazać, ludzie chcieli zemsty. W 510 roku p.n.e. król Kleomenes I na czele wielkiej armii ruszył na Ateny, Hippiasz wyruszył mu na spotkanie. Starli się na równinie między Megara i Elefsina. Tesalijczycy zostali pokonani, Hippiasz i najemnicy wycofali się do Aten i schronili na Akropolu, wojska Spartańskie i Ateńczycy oblężyli Akropol. Dobrze ufortyfikowany i zaopatrzony mógł zapewnić tyranowi schronienie i bezpieczeństwo przez długi czas, jednak Spartanom udało się pojmać dzieci Hippiasza. W tej sytuacji tyran w obawie o ich los, zdecydował się poddać i zgodził się na opuszczenie Aten w ciągu pięciu dni. 

Hippiasz

    Po opuszczeniu Aten udał się na dwór perskiego satrapy Sardesa, gdzie wcześniej znalazł schronienie jego przyrodni brat, Igisistratos, jako wasal Persów. 
    W 490 roku p.n.e. mimo sędziwego wieku, powrócił do Grecji wraz z perską armią, która pod wodzą Dariusza wyruszyła na jej podbój. Dzień przed bitwą pod Maratonem miał proroczy sen, śniło mu się, że śpi ze swoją matką co zinterpretował jako zapowiedź zwycięstwa Persów i swój powrót do ojczyzny w roli władcy. Ale kiedy okręty perskie dobiły do brzegu i wyszedł na brzeg, kichnął tak mocno, że się potknął, przewrócił i wybił dwa-trzy zęby. Próbował jak szalony znaleźć je w piasku – na próżno. Od tej chwili był już pewny, że to znak, że Persowie zostaną pokonani a on nigdy nie odzyska władzy. Według wersji obowiązującej, zmarł w drodze powrotnej gdzieś na Morzu Egejskim, prawdopodobnie na Limnos.

     W sytuacji politycznej pustki, która zapanowała po obaleniu tyranii, Klejstenes zdobył poparcie ludu które dało mu wystarczającą siłę do zbudowania systemu demokratycznego, z którego już niebawem Ateny miały słynąć w całym greckim świecie. Ale jak do tego doszło opowiem w następnym poście. 
c.d.n.

poniedziałek, 23 marca 2015

Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Wróżbici i szarlatani w starożytnej Grecji.

Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Wróżbici i szarlatani w starożytnej Grecji.:     „ Życiem ludzkim ci dwaj władają tyrani: Nadzieja i Strach,  kto jedno i drugie wyzyskać potrafi, w krótkim bardzo czasie do bogactw d...

Wróżbici i szarlatani w starożytnej Grecji.

    „ Życiem ludzkim ci dwaj władają tyrani: Nadzieja i Strach,  kto jedno i drugie wyzyskać potrafi, w krótkim bardzo czasie do bogactw dojść może” (Lukian)

   Jak świat długi i szeroki i jak długo istnieje, zawsze i wszędzie niepokój ludzi budziły niezwykłe i niezrozumiałe zjawiska przyrody - tajemne moce. Usiłowano wytłumaczyć niepokojące sny, wierzono w pojawianie się duchów osób zmarłych, przede wszystkim jednak próbowano spojrzeć w przyszłość, potrzeba poznania tego co niesie los, była w starożytnej Grecji wręcz obsesyjna. Wróżbici i wyrocznie cieszyły się dużym zaufaniem i uznaniem, to u nich szukano porad dotyczących życia prywatnego jak i w sprawach publicznych i państwowych.
Najszerszy zasięg miały wyrocznie, które były przy świątyniach – głównie Apollina, do których zwracano się zarówno w sprawach osobistych ale głównie w sprawach większej wagi, aby za pośrednictwem kapłanów uzyskać odpowiedź od samego boga.
Królewscy wysłannicy z przyległych krain szukali u wyroczni rady w tak ważnych kwestiach, jak na przykład; gdzie zbudować nową świątynię, albo czy rozpocząć wojnę. Najstarszą grecką wyrocznią była wyrocznia Zeusa w Dodonie, gdzie kapłani przepowiadali przyszłość wsłuchując się w szum liści świętego dębu i szum źródła płynącego u jego stóp. 


     Najsłynniejszą jednak była  wyrocznia w Delfach z wieszczką-kapłanką Pytią. Pytania zadawano kapłanom, ustnie lub na piśmie, oni z kolei przedstawiali je Pytii, która zasiadała na trójnogu i odurzała się wyziewami wydobywającymi się ze szczeliny, znajdującej się w podziemiu świątyni. Będąc w transie, wypowiadała urywane, nie zawsze zrozumiałe zdania, a kapłani układali z nich odpowiedzi, oczywiście w wielu wypadkach, zwłaszcza gdy chodziło o sprawy państwowe czy społeczne, odpowiednio dostosowywali odpowiedzi do sytuacji -  mieli własną służbę informacyjną i bardzo dobrze orientowali się w sytuacji politycznej i stosunkach społecznych.


     Sztuka wróżbiarska —manteia — cieszyła się ogólnym zainteresowaniem i szacunkiem, ale też były różne jej poziomy, i tak obok wyroczni działali wszelkiej maści wróżbici, wieszczki, wykładacze snów. Zawodowi, doskonale wykształceni wróżbici pracowali dla władców, natomiast zwykli służyli każdemu, kogo było na nich stać.
Występowały wówczas dwa rodzaje wróżbiarstwa: sztuczne i naturalne.
Sztuczne, polegało na odczytywaniu znaków pojawiających się na niebie i na ziemi i ich interpretacji – choć istniały pewne ustalone sposoby odczytywania tych znaków, niewątpliwie nieraz dopuszczano się do fałszowania wróżb.  Istniały różne metody wróżenia sztucznego, najbardziej rozpowszechnionym było wróżenie z lotu, krzyku i zachowania się ptaków. 


     Pojawienie się  tych, które były związane z jakimś bóstwem uważano za wróżbę pomyślną , np. orzeł — był posłańcem Zeusa, kruk — Apollina, sowa, wrona — Ateny itp.  Brano pod uwagę kierunek lotu ptaka (ustawiano twarz do północy, gdy ptak przelatywał z zachodu na wschód, był to znak pomyślny, zaś ze wschodu na zachód jako niepomyślny) wróżbita znał także nasilenie głosu ptaków, gdyż i ono miało jakieś, wróżbicie tylko znane, znaczenie. 


   Sławą w tej dziedzinie okrył się Kalchas, uważany za potomka Apollina, trafnie zinterpretował znak dany od Zeusa przed wyprawą na Troję. Kiedy Achajowie składali ofiarę bogom przed rozpoczęciem oblężenia, spod ołtarza wypełzł wąż, wspiął się na pobliskie drzewo i pożarł znajdujące się w gnieździe osiem piskląt i ich matkę. Następnie wąż zamienił się w kamień. Znaczyło to, że Achajowie będą bezskutecznie oblegać mury Troi przez dziewięć lat i zdobędą je dopiero w dziesiątym roku – i tak też się stało.

  Oprócz ornitomantyki – bo tak nazywała się ta technika wróżenia, wróżono z wnętrzności zwierząt, szczególnie wątroby, gdyż każda jej część miała swoje znaczenie, ze sposobu i kierunku unoszenia się dymu, zarówno przy spalaniu ofiar jak i kadzidła, z zachowania się kur przy jedzeniu, z zachowania się ryb w wodzie, ale rozszerzano ten rodzaj wróżenia na inne stworzenia: węże, jaszczurki, myszy, pająki i inne, ze sposobu palenia się drewna, z płomieni, kierunku, w jakim unosił się dym itp.


    Wróżono również ze znaków atmosferycznych (błyskawice, grzmoty itp.), z ruchów przedmiotów, z ruchów kosza lub pierścienia zawieszonego na nitce (sposób znany i dzisiaj), a także z kostek do gry, obserwowano odruchy człowieka, poszczególne słowa, a nawet dzwonienie w uszach lub kichnięcie i odpowiednio je interpretowano, wróżono z linii dłoni, co utrzymało się do dnia dzisiejszego, z cyfr, liczb, z ich układów. Były cyfry szczęśliwe — jak siódemka, liczba Apollinowa a potem pitagorejska, a także trójka i dziewiątka. O stosunku starożytnych do „trzynastki" nic nie wiemy.


    Obok oficjalnych, uznanych i szanowanych wróżbitów, pojawiali się ludzie obdarzeni jakoby szczególnym darem jasnowidzenia, robienia cudów itp. reprezentujący tzw. wróżenie naturalne i wtedy powstawała trudność w odróżnieniu człowieka, który istotnie posiadał jakieś szczególne zdolności, od cudotwórcy — szarlatana.
Jedną z takich postaci był  Apoloniusz z Tiany, filozof i mag, cudotwórca i prorok, żyjący w czasach cesarstwa rzymskiego, uznawany przez niektórych za pośrednika między bogami i ludźmi. Apoloniusza otaczała legenda, w której trudno oddzielić prawdę od fantazji. Satyryk Lukian z Samosat żyjący 100 lat później wystawia mu bardzo niepochlebną opinię, dodając dosyć ostre epitety. Pisze że to obrzydliwy szalbierz, który próbuje naśladować Pitagorasa, jego dokonania nazywa kuglarskimi i aktorskimi. Apoloniusz według niego to fałszywy wróżbiarz, manipulant, deprawator i oszust,  który rzekomo mówił kilkoma językami, chociaż się ich nigdy nie uczył, chodził po wodzie, latał w powietrzu, wskrzeszał zmarłych, wypędzał demony itp.
Jednym słowem wykorzystywał swą wiedzę i używał „jakichś sztuczek", by zyskać sobie popularność,

Apoloniusz z Tiany
     Wkrótce Apoloniusz znalazł godnego siebie wspólnika – Aleksandra z Abonuteichos.
Aleksander, jak pisze Lukian, w szalbierstwach przeszedł mistrzów, a „kiedy —zeszły się ze sobą dwa śmiałki... do łotrostw pochopne, wykombinowali sobie bez trudu, że... zarówno dla bojącego się, jak i dla spodziewającego się, znajomość przyszłości w najwyższym stopniu potrzebna jest, i pożądana, że w ten sposób i Delfy kiedyś porosły w bogactwa, i Delos, i Klaros, gdyż ludzie przez tyranów — Nadzieję i Strach — nękani świątynie te tłumnie nawiedzali, tu o przyszłość dowiedzieć się pragnęli i w tym celu hekatomby składali, złote szaty w ofierze znosili..."
"Charakter owego Aleksandra — jak pisze Lukian dalej — był najdziwniejszą mieszaniną kłamstw, podstępów, krzywoprzysięstw, matactw; lekkomyślny, śmiały, ujmujący, budzący zaufanie, umiejący zręcznie maskować się... To pewne, że nie było człowieka, który by pierwszy raz zetknąwszy się z Aleksandrem, nie rozstał się z nim z przekonaniem, że jest to najzacniejszy z ludzi, najskromniejszy, a także najprostszy i bezpretensjonalny". Czyż nie są to cechy stałe, które utrzymały się poprzez wieki przy spryciarzach-oszustach?

Lukian z Samosat
     Lukian szczegółowo opisuje szereg szalbierstw Aleksandra. Opisy te świadczą o bezgranicznej naiwności ludzkiej, która jest trwała i  niezniszczalna, oto jedno z nich; chcąc zwrócić na siebie uwagę tłumów, odrywał rolę nawiedzonego świętym szałem, co na widzach robiło wrażenie czegoś nadnaturalnego, w takim udanym ataku toczyła mu się z ust piana; typowy objaw ataku, ale wywoływał ten efekt sztucznie „żując korzeń rośliny farbiarskiej, strution". Oprócz tego występował w roli wyroczni; zbierał pytania zapisane na tabliczkach, te były zawiązane i opieczętowane. Miał swoje sposoby żeby pieczęć usunąć i nieuszkodzoną z powrotem nałożyć…. Wyznaczona też była taksa za każdą wyrocznię: drachma i dwa obole. Ale nie należy sądzić, że była ona niska, a dochód z tego przedsięwzięcia mały. Dochodził on siedemdziesięciu do osiemdziesięciu tysięcy drachm rocznie, „gdyż ludzie tak byli nienasyceni, że po dziesięć i po piętnaście zamawiali odpowiedzi”
Poza wiarą we wróżbitów, wieszczków, wyrocznie, oficjalnie przez religię i państwo uznane i nawet nakazane - poza wiarą w cuda dokonywane przez szalbierzy, cudotwórców w rodzaju Aleksandra -  pozostaje jeszcze wiara w zabobony, często ludowa, lokalna, przechodząca z pokolenia na pokolenie, wiara w moc uniknięcia nieszczęścia przez unikanie jakichś znaków albo przez zapobieganie im w naiwny, prymitywny sposób. I znowu możemy stwierdzić, zabobon jest wieczny, zabobon nie umiera.


       I tak dla Greka złą wróżbą było jak przebiegła mu drogę łasica, dzisiaj łasicę zastąpił czarny kot. Czwarty i dwudziesty czwarty był feralnym dniem miesiąca. O takich właśnie zabobonach pisze Teofrast grecki uczony i filozof, uczeń i przyjaciel Arystotelesa.
 „Bez wątpienia uważać można zabobonność za lęk przed czynnikami nadprzyrodzonymi. A człowiek zabobonny to ktoś taki, kto np. jeśli mu łasica przez drogę przebiegnie, nie ruszy się z miejsca, dopóki ktoś inny go nie wyminie, albo dopóki trzech kamieni na drogę nie rzuci. Zobaczył węża w domu: jeśli to wąż brunatny, Sabadzajosa (bóg, syn Zeusa i Persefony)  wzywa, jeśli zaś wąż święty, natychmiast stawia w tym miejscu ołtarz. ...Niech no mysz przegryzie dziurę w worku z mąką, już śpieszy do wróżbity, pyta, co ma robić. A skoro ten mu radzi, żeby dał worek załatać do rymarza, nie chce słuchać, tylko pędzi składać przebłagalną ofiarę. ...Kiedy gdzieś w drodze usłyszy wołanie sowy, przerażony „Atena potężniejsza" woła i uchodzi. A kiedy mu się coś przyśni, pędzi do wykładaczy snów i do wieszczków, i do tych, co z lotu ptaków wróżą, i zadręcza ich pytaniami, do którego boga się modlić albo bogini. ...Na widok obłąkanego lub epileptyka otrząsa się i spluwa w fałdy płaszcza" (Teofrast, Charaktery XVI).
c.d.n.

 




piątek, 13 marca 2015

Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Homoseksualizm w Starożytnej Grecji

Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Homoseksualizm w Starożytnej Grecji:      Zabierałam się do napisania tego postu od kilku miesięcy i za każdym razem odkładałam to na później, bo sprawa nie jest taka prosta j...

Homoseksualizm w Starożytnej Grecji

     Zabierałam się do napisania tego postu od kilku miesięcy i za każdym razem odkładałam to na później, bo sprawa nie jest taka prosta jakby się wydawało. Najprościej byłoby napisać, że wszyscy starożytni Grecy byli homoseksualistami, ale to byłby zakłamany obraz starożytnych. Szukając informacji na ten temat, zetknęłam się z dwoma skrajnymi opiniami; z jednej strony uważa się ich wręcz za pedofilów, z drugiej przekonuje, że miłość między mężczyznami była tylko i wyłącznie platoniczna. Prawda jak zwykle leży gdzieś pośrodku.


     Grecy nie uważali orientacji seksualnej za społeczną tożsamość, tym samym używane terminy homoseksualizm czy heteroseksualizm w odniesieniu do Greków nie oznaczają, jak współcześnie, tożsamości seksualnej, ale określają bardziej aktywność seksualną.
W dzisiejszych czasach ideałem piękna jest kobieta, w starożytnej Grecji takim ideałem był nastoletni młodzieniec, bo łączył w sobie zdrowie, młodość, siłę męskości, i harmonię. Spójrzmy na starożytną rzeźbę, nie znajdziemy tam prawie w ogóle posągów przedstawiających kobiety, ale mężczyzn o pięknie zbudowanych ciałach, harmonijnych, symetrycznie umięśnionych, bez najdrobniejszej skazy. Stanowili oni model człowieka doskonałego.



    W Grecji uważano, że młodzieniec musi mieć starszego wychowawcę, aby osiągnąć mądrość w życiu i perfekcję w myślistwie, sporcie lub walce.
Wszystkie związki chłopców z mężczyznami musiały spełniać jeden podstawowy warunek - być oparte na dobrowolności i chęci młodszego z partnerów. Platon w "Uczcie" formułuje zasady związku: "uczynić go dobrym i dzielnym rozwijać jego rozum i inne przymioty, dać mu wykształcenie i wszechstronną wiedzę". Relacja uczeń i mistrz miała więc cele pedagogiczne, intelektualne i duchowe, dopiero w dalszym rzędzie i nie zawsze, erotyczne i to też nie w taki sposób w jaki sobie wyobrażamy. 


    „Klasyczny” stosunek homoseksualny realizowany był – zgodnie z zachowanymi przekazami – raczej rzadko, i nie był społecznie akceptowany. 
Na tych którzy uprawiali seks - w pełnym tego słowa znaczeniu - używano określeń „dupak” „dupodajec” czy „szerokodupy” jak widzimy raczej nie były to komplementy. Powszechne - jeżeli już - uprawiane były tzw. stosunki  udowe. Erastis – mężczyzna starszy, dominujący, wsuwał swojego członka pomiędzy uda eromenosa – młodego chłopca, i co było niezwykle istotne, przyjemność mógł czerpać tylko erastis, jeżeli rozkoszy doznawał również młodzieniec, mógł zostać potraktowany jako męska prostytutka.  Stosunki udowe, nie naruszały godności i nietykalności eromonesa. Źle widziane było gdy dorosły mężczyzna wiązał się ze starszym od siebie, albo nie potrafił zakończyć związku z młodszym, gdy ten osiągnął już społeczną dojrzałość.


     Większość starożytnych Greków uznałaby publiczne umizgi dwóch brodaczy za praktyki obrzydliwe i nie na miejscu, nie było społecznego przyzwolenia na związki dorosłych mężczyzn. Obelgi i znieważania homoseksualistów wykazujących kobiece cechy w komediach Arystofanesa, świadczą dobitnie o niechęci zwyczajnej ludności do typowego męskiego homoseksualizmu.


      Bardzo kontrowersyjny jest również homoseksualizm w greckiej armii. Panuje obiegowa opinia, że w pierwszych wiekach jednoczenia się państwa greckiego, erotyczne przyjaźń między żołnierzami były czymś absolutnie powszechnym - wojska były w stałym ruchu, a homoseksualizm był jedyną opcją życia seksualnego. Jako przykład podawany jest święty hufiec tebański, najsilniejsza jednostka liniowa wojsk greckich - to właśnie męstwo tego oddziału zapewniło Tebom zwycięstwo nad Spartą i hegemonię w Grecji - złożona jakoby ze 150 par pederastów. 

Hufiec tebański

     Wódz Epaminodas miał zastosować podczas bitwy nowatorski szyk uderzeniowy – kochankowie walczyli zawsze blisko siebie co miało dodawać im otuchy i siły w walce. Zupełnie co innego mówią greckie źródła. Hufiec tebański to elitarna jednostka złożony z 300 mężczyzn w kwiecie wieku, pochodzących z arystokracji, którymi kierowały najwyższe idee; odwaga, patriotyzm i braterstwo. Naturalne było, że wśród żołnierzy, którzy przykładali tak wielką wagę do kondycji fizycznej, walki i przyjaźni, tworzyły się silne więzi, prawdziwe braterstwo, niezwykle głębokie - bez podłoża seksualnego - raczej niezrozumiałe dla społeczeństw pacyfistycznych. A jeżeli chodzi o ten nowatorski szyk ? Dawniej nowicjusze szli w pierwszej linii a za nimi „weterani” Epaminodas to zmienił, mieszając nowicjuszy i weteranów po równo. Kto doszukuje się tu układu uczeń i mistrz z podtekstami, jest w dużym błędzie.


     To samo tyczy się Sparty, przedstawia się nam to polis jako istny raj dla homoseksualistów. Prawdą jest, że był to świat typowo męski, celem życia Spartanina  była walka, byli do tego przygotowywani od dzieciństwa, za kolebkę służyła im tarcza. Kult męskości, przyjaźni i braterstwa posłużył za powstanie mitu o homoseksualizmie. Fakty historyczne mówią co innego. Karą za związek homoseksualny w starożytnej Sparcie była śmierć lub wygnanie, które wówczas było gorsze od śmierci. Znany jest przypadek kiedy to dwóch Spartan zostało przyłapanych na „akcie cielesnym” co ich za to spotkało ? Musieli oczyścić honor Sparty, przez samobójstwo. Takich przykładów jest mnóstwo.
Nie znaczy to, że homoseksualizm w starożytnej Grecji nie istniał, ale nie był tak powszechny i społecznie akceptowany jak nam, współczesnym, się wydaje.
c.d.n.



piątek, 27 lutego 2015

Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: IV Krucjata czyli jak "psy wojny" zniszczyły Bizan...

Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: IV Krucjata czyli jak "psy wojny" zniszczyły Bizan...:     Od końca XI wieku rozwijała się idea krucjat, zyskując swą popularność dzięki hasłu obrony Grobu Chrystusa przed niewiernymi. „Wywołuj...

IV Krucjata czyli jak "psy wojny" zniszczyły Bizancjum

    Od końca XI wieku rozwijała się idea krucjat, zyskując swą popularność dzięki hasłu obrony Grobu Chrystusa przed niewiernymi. „Wywołującymi krucjaty byli zawsze papieże" którzy walczyli z cesarstwem i realizowali swoje imperialistyczne plany – wszystkie ziemie wyzwalane przez krzyżowców uznawane były przez papiestwo za własność Państwa Kościelnego. To papiestwo dało swoje błogosławieństwo bestialskim mordom na „innowierczych cywilach". 


   Podczas I krucjaty w 1099 r. krzyżowcy zdobyli Jerozolimę. „Zwycięstwo Chrystusa” uczcili masową rzezią muzułmanów żydów a nawet braci chrześcijan. Gdy rozkoszowali się zwycięstwem muzułmanie powoli ale systematycznie przygotowywali się do odwetu. I tak w 1147 r. Turcy zdobywają  Edessę, a 40 lat później, wojska Królestwa Jerozolimskiego zostają pokonane w bitwie od Hattin (Hittin) i wkrótce Turcy zajmują Jerozolimę i podporządkowują sobie teren niemal całego Królestwa, dwie krucjaty II i III kończą się fiaskiem. Święte Miasto  pozostaje w rękach muzułmanów.
Ryszard Lwie Serce walczący w czasie III krucjaty

Czwartą krucjatę zaczęto planować pod koniec 1199 z inicjatywy papieża Innocentego III, Papież starał się zapewnić pomoc państwom łacińskim w Palestynie, które musiały stawiać opór coraz silniejszym naciskom muzułmanów. Przynieść ona miała jednak nieoczekiwany rezultat…..
Początkowo celem wyprawy miały być Egipt i Jerozolima.

Bonifacy z Montferratu zostaje wybrany przywódcą IV krucjaty

    Uznano, że najlepszym sposobem dotarcia do celu, będzie wynajęcie floty w jednym z miast włoskich. Ostatecznie wybór padł na Wenecję, która zobowiązała się - za ogromną cenę - dostarczyć środki transportu dla 4,5 tysiąca rycerzy, 9 tysięcy giermków, 20 tysięcy piechurów, oraz prowiant wystarczający na rok.
Tak się składało, że Wenecjanie prowadzili w tym samym czasie negocjacje z Egiptem w sprawie przywilejów handlowych, dlatego bardzo nie na rękę im było skierowanie krucjaty właśnie do Egiptu. Krzyżowcy oczywiście w ogóle nie wiedzieli o takich negocjacjach, nie poznali się więc na misternej politycznej grze Wenecjan. W czerwcu 1202 roku cała armia krzyżowców zgromadziła się w Wenecji, a ci wywiązali się ze swej umowy do tego stopnia, że świadek tych czasów pisał, iż „przygotowali tak wspaniałą flotę, o jakiej nie słyszano i jakiej nie widziano od bardzo dawna” Jednak krzyżowcom nie udało się zebrać wystarczającej sumy pieniędzy. Rozwiązanie niewygodnej sytuacji zaproponował doża Wenecji Enrico Dandolo - osiemdziesięcioletni, prawie ślepy ale pełen energii i sprytu starzec, który zaproponował, by w zamian za odroczenie spłaty, ci pomogli Wenecjanom zdobyć miasto w Dalmacji, Zadar. 

Doża Dandolo przed krzyżowcami
   Należał on kiedyś do republiki weneckiej, ale się zbuntował i podporządkował królowi Węgier. Było to miasto chrześcijańskie, należące do króla, który notabene obiecał udział w IV krucjacie. Spora część krzyżowców sprzeciwiała się atakowi na inny kraj chrześcijański, ale po długich sporach propozycję zdecydowano się jednak przyjąć. Pod koniec roku (24 XI 1202)  miasto, należące do prawego syna Kościoła, króla węgierskiego, zostało zdobyte. Atak na chrześcijańskie miasto potępił papież, ekskomunikując krzyżowców. Gdy jednak dowiedział się, że padli ofiarą weneckiego szantażu, wybaczył im, ale utrzymał ekskomunikę Wenecjan. W tym momencie wyprawa krzyżowa traci papieskie poparcie i staje się wyprawą „psów wojny”, jakbyśmy to powiedzieli językiem współczesnym. 


   Wyprawę do Palestyny tymczasowo odłożono uznając, że ryzyko żeglugi zimą jest zbyt wielkie.
Tymczasem podczas miesięcy zimowych do obozu krzyżowców w Zadarze przybył Aleksy, syn zdetronizowanego cesarza bizantyjskiego Izaaka Angelosa. Obiecał krzyżowcom, że w zamian za osadzenie go na tronie w Konstantynopolu, zapłaci za nich zaległy dług u Wenecjan, pomoże przetransportować ich do Egiptu, odda im dziesięć tysięcy żołnierzy, jako sojuszników do walki z Turkami i da stałe utrzymywanie dla 500 żołnierzy bizantyńskich w Ziemi Świętej. Posunął się nawet do obietnicy podporządkowania Kościoła wschodniego Rzymowi. Większość krzyżowców słysząc to, nie wahała się ani chwili.


Aleksy IV Angelos
    Ta propozycja zapoczątkowała łańcuch wydarzeń, które zakończyły się tragedią Konstantynopola. I tak w ten oto sposób, w czerwcu 1203 roku armia krucjatowa zamiast w Egipcie, wylądowała pod Konstantynopolem. Urzędujący cesarz Aleksy III, na widok zbliżającej się armii uciekł z miasta. Możni Konstantynopola zareagowali natychmiast, wypuścili z więzienia Izaaka Angelosa i zaprosili jego syna Aleksego do miasta, aby go koronować. Aleksy poprosił krzyżowców o zaprzestanie walk, udał się do kościoła Mądrości Bożej, gdzie się koronował jako cesarz Aleksy IV i objął rządy wraz ze swoim ojcem. Szybko jednak przekonał się, że spełnienie obietnic przychodzi o wiele trudniej niż ich dawanie. Nie był w stanie zebrać żądanego przez krzyżowców okupu, nie mówiąc już o wystawieniu dziesięciotysięcznej armii czy podporządkowaniu się Kościołowi zachodniemu. W końcu krzyżowcy zaczęli się domagać spełnienia obietnic. Aleksy IV zapowiedział krzyżowcom i Wenecjanom, że nie zapłaci im w umówionym terminie, lecz w marcu 1204 oraz zaproponował, by do tego czasu pozostali w okolicach miasta.

Flota krzyżowców pod Konstantynopolem
   Wojska krzyżowców stacjonowały całą jesień i zimę 1203/04 w rejonie bizantyjskiej stolicy wszczynając burdy, grabiąc i zabijając mieszkańców okolicznych osiedli, aż w końcu w listopadzie 1203 roku cierpliwość krzyżowców się wyczerpała. Postawili cesarzowi ultimatum żądając natychmiastowej zapłaty i grożąc rabunkiem miasta. Aleksy IV odmówił. Rozpoczęty się starcia. Grecy wypadami z miasta nękali krzyżowców, którzy ze swojej strony gotowali się do szturmu, dwukrotnie próbowali podpalić flotę wenecką. Sytuacja przedstawiała się raczej beznadziejnie dla krzyżowców, ponieważ ich zapasy topniały w oczach, a liczebność wojska nieubłaganie się zmniejszała.
Fortuna obróciła się jednak na ich korzyść, gdyż Bizantyńczycy znów skupili się na sporach między sobą. Zbierając złoto i srebro na zapłatę dla krzyżowców Aleksy IV utracił poparcie wśród ludu i arystokracji Konstantynopola, których zraził już wcześniej swoją prołacińską postawą. 25 stycznia 1204 roku doszło w mieście do zamachu stanu. Aleksy IV został uwięziony, cesarzem ogłosił się Aleksy V Dukas, zwany Murzuflosem i wkrótce 8 lutego zgładził Aleksego IV. W tym samym czasie śmiercią naturalną zmarł Izaak II Angelos.

Aleksy V Murzuflos (na koniu) negocjujący z dożą Wenecji Enrico Dandolo 

     Aleksy Murzuflos odmówił spłaty zobowiązań wobec krzyżowców. Ci rozpoczęli więc przygotowania do generalnego szturmu, doszli do wniosku, że tylko formalne zajęcie stolicy siłą spełni ich nadzieje na łupy, chwałę, przywróci im wiarę w sens krucjatowych, kilkuletnich wyrzeczeń. Dopełni — w ich mniemaniu — śluby krucjatowe.
Pierwszy atak nastąpił 9 kwietnia 1204 i zakończył się niepowodzeniem. Następny szturm krzyżowcy przypuścili 12 kwietnia i dzięki zdradzie – wybuch pożaru na zapleczu broniących dzielnicy Blancherny żołnierzy bizantyjskich – krzyżowcy wdarli się do miasta.

Wejście krzyżowców do Konstantynopola
   Nocą Aleksy Murzuflos uciekł z miasta; uciekli również pozostali pretendenci do tronu.
Od 13 do 15 kwietnia trwało plądrowanie miasta. Najbogatsze i największe  miasto ówczesnego świat zostaje wydane na żer zdobywcom, którzy przez trzy dni mieli prawo robić co im się podoba.
Plądrowanie miasta przez zdobywców było podówczas rzeczą normalną, dozwoloną prawem wojennym, lecz jego skala w Konstantynopolu wykraczała poza spotykane przykłady, opisał to S. Runciman, w Dziejach wypraw krzyżowych.


   „Barbarzyństwo zdobywców (...) przeszło wszelkie wyobrażenia. Od dziewięciu stuleci to wielkie miasto było stolicą cywilizacji chrześcijańskiej. Przetrwało tam mnóstwo pomników starożytnej sztuki greckiej, na każdym kroku spotykało się arcydzieła znakomitych rzemieślników bizantyjskich. Wenecjanie znali wartość tych dzieł. Korzystali z każdej możliwości grabieży bezcennych skarbów i wywozili je do Wenecji, aby ozdobić nimi pałace i świątynie. Francuzów i Flamandów natomiast ogarnął szał niszczenia. Rozpasany motłoch rozbiegł się po ulicach rabując wszystko co błyszczało, niszcząc wszystko czego nie można było zabrać, zatrzymując się tylko po to, aby mordować, gwałcić lub włamywać się do piwnic z winem. Nie oszczędzono klasztorów, kościołów, ani bibliotek. W Kościele Hagia Sophia pijani żołnierze zdzierali jedwabne zasłony, rozbili na kawałki srebrny ikonostas, deptali po świętych księgach i ikonach. Kiedy rozpasani żołnierze zaczęli popijać z naczyń liturgicznych, jedna z ladacznic zasiadła na tronie patriarszym i zaśpiewała karczemną piosenkę francuską. W klasztorach gwałcono zakonnice. Wdzierano się zarówno do pałaców jak i ruder, niszcząc je doszczętnie. Na ulicach konały od ran kobiety i dzieci. Ów bestialski rozlew krwi i grabież trwały trzy dni, aż w końcu to piękne, ogromne miasto obróciło się w ruinę"

Zdobycie Konstantynopola
   Upadek Konstantynopola oznaczał rozpad Cesarstwa Bizantyńskiego.
16 maja 1204 Baldwin hrabia Flandrii zostaje koronowany w największym wtedy  chrześcijańskim kościele Agia Sophia  na nowego cesarza Bizancjum. Armie łacinników rozpełzły się po terytorium cesarstwa, każdy z dowódców chciał „wykroić” dla siebie kawałek imperium, rozdzielono łupy, które okazały się oszałamiające. Nikt w zasadzie nie wie dokładnie ile złota, srebra, naczyń i klejnotów skradziono wówczas w Konstantynopolu. Grabiono zarówno relikwie jak i dobra kultury świeckiej: rzeźby, marmury, kolumny, księgi, ikony, obrazy itp. Podziału tych trofeów dokonano w następujący sposób: po 3/8 zdobyczy przypadło krzyżowcom i Wenecjanom, ¼ zachowano dla przyszłego łacińskiego cesarza bizantyjskiego. Główni beneficjenci podziału, Wenecjanie, uzyskali trzy ósme Konstantynopola, wschodnie wybrzeże Adriatyku, największą część Peloponezu oraz  obszar wokół Adrianopola, inny obszar w Epirze i dwa miasta w Eubei.


   Grecja została podzielona na królestwa i księstwa wasalne podległe cesarzowi łacińskiemu w Konstantynopolu. Dowódca krucjaty, Bonifacy z Montferratu, został królem Thesalonik.
Bizantyjczycy utrzymali się tylko na paru odległych od siebie terenach. Cesarstwo Bizantyjskie przestało istnieć,  na jego terenach będzie panować Cesarstwo Łacińskie. Ale to efemeryczne królestwo nad Bosforem przetrwało jedynie do 15.08.1261 r. kiedy prawowity cesarz bizantyjski — Michał VIII Paleolog — zasiadł ponownie na tronie w Konstantynopolu przepędzając Łacinników z Grecji.

Michał VIII Paleolog 
     Po 800 latach IV krucjata pozostaje jednym z najbardziej kontrowersyjnych wydarzeń historycznych świata. Rozminięcie się skutków wyprawy - rozbicia Bizancjum - z jej zakładanymi celami - pomocą dla łacińskiej Palestyny - nie zdarzyło się żadnej innej krucjacie. Za dalekosiężny skutek IV wyprawy krzyżowej  uważa się pogłębienie rozłamu między chrześcijańskim Wschodem a Zachodem. Dotychczasowa niechęć przerodziła się w nienawiść i rozszerzyła swój zasięg z plebsu Cesarstwa Bizantyjskiego na bizantyjską hierarchię duchowną. Wojny Bizantyjczyków z Cesarstwem Łacińskim doprowadziły również do osłabienia Bizancjum i przyspieszyły jego późniejszy upadek  w -  1453 r. pod ciosami Turków osmańskich.


P.S. Podczas swojej pielgrzymki do Grecji w 2001 roku papież Jan Paweł II prosił o wybaczenie za grzechy popełnione przez „synów i córki Kościoła Katolickiego.“ wobec członków Kościoła Prawosławnego w czasie ostatnich 1000 lat. Przeprosiny odnosiły się szczególnie do wypraw krzyżowców przeciwko Konstantynopolowi.
 c.d.n.