piątek, 6 listopada 2015
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Jak przekupstwo zagroziło demokracji cz.2
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Jak przekupstwo zagroziło demokracji cz.2: Po obaleniu tyrana Hippiasza, uciekinierzy i wygnańcy wrócili do Aten, wśród nich byli Alkmeonidzi - jeden z najstarszych rodów arysto...
Jak przekupstwo zagroziło demokracji cz.2
Po
obaleniu tyrana Hippiasza, uciekinierzy i wygnańcy wrócili do Aten, wśród nich
byli Alkmeonidzi - jeden z najstarszych rodów arystokratycznych w Atenach - dowodzeni przez Klejstenesa. Ten niezwłocznie ustanowił trzy
pierwsze prawa - przegłosowane w trybie przyspieszonym. Pierwsze, o usuniętciu z list
publicznych wszystkich tych, którzy za czasów Hippiasza nielegalnie uzyskali
status obywateli Aten, drugie, o pozbawieniu praw obywatelskich jego zwolenników
i trzecie - o zakazie tortur.
Ale
w wyborach w 508 r. p.n.e. Klejstenes, wbrew swoim oczekiwaniom, nie został
wybrany archontem, wygrał jego największy rywal, także potomek świetnej
rodziny, przedstawiciel arystokratów – Isagoras. Klejstenes nie zamierzał się jednak
poddać, jako zwykły obywatel odwołał się bezpośrednio do Zgromadzenia Ludowego
i zaproponował całą serię reform. Zgromadzenie uchwaliło propozycje Klejstenesa
błyskawicznie. Ich wynikiem była gruntowana reforma wszystkich instytucji i
powstanie zupełnie nowego systemu politycznego. Poszerzono znacznie krąg
obywateli, wzmocniono uprawnienia ich zgromadzenia, a obradami obywateli
zarządzała tzw. Rada Pięciuset. Było to rok 508 r. p.n.e. pamiętna data - wtedy narodziła się w Atenach Demokracja.
Klejstenes (wersja filmowa)
Isagoras
szybko uświadomił sobie, że jego tytuł archonta w rzeczywistości nie zapewnia
mu żadnej władzy, bo ta przeszła w ręce obywateli. Nie chcąc dłużej być tylko „elementem
dekoracyjnym” uciekł się do najpotężniejszej broni Ateńczyków (!)
Cały
sekret przekupstwa, korupcji, polega na tym, żeby przekupujący wiedział dokładnie
jakie są potrzeby przekupywanego. Czego najbardziej pragnie, czego mu brakuje.
W tej dziedzinie Ateńczycy byli mistrzami. Dzisiaj byśmy powiedzieli, że
wszystko i każdy ma swoją cenę. Wtedy określano to delikatniej a mianowicie, że
każdy ma jakieś pragnienia. Kapłani delficcy pragnęli pięknej i drogiej
świątyni – dostali ją. A król ? Jakie pragnienia może mieć król ? Isagoras bez
trudu znalazł coś, co zapewniło mu wsparcie zbrojne króla Sparty. Żona
Kleomenesa – króla Sparty – była wówczas
w ciąży, należała do tej kategorii kobiet, o których z trudem można
powiedzieć, że są piękne. Natomiast żona Isagorasa była znaną ze swej urody
pięknością, kiedy Kleomenes zobaczył ją po raz pierwszy, oniemiał, a Isagoras
nie miał żadnych skrupułów. W krótkim czasie, król uległ jej urokom –
delikatnie mówiąc – a Isagoras przejął władzę w Atenach, dzięki pomocy spartańskiego
oręża.
Swoje
nowe rządy rozpoczął od wygnania członków rodu Alkmeonidów z Klejstenesem na
czele. Powód ? Obarczył ich odpowiedzialnością za rzeź zwolenników niejakiego
Kilona – rebelianta z czasów tyranii, to że masakra miała miejsce 130 lat
wcześniej, było tylko nieistotnym szczegółem. I tak Klejstenes znowu stał się wygnańcem, a
Isagoras przekonał króla Sparty do wypędzenia z Aten kolejnych 700 rodzin,
które zagrażały jego ambicjim politycznym. Próbował jeszcze rękami Kleomenesa zlikwidować
Zgromadzenie Ludowe i powołać na to miejsce 300 swoich zwolenników, ale się przeliczył. Młoda demokracja nie złożyła broni,
posłowie i lud ateński zjednoczyli swoje siły, zmuszając Kleomenesa i Isagorasa
do ucieczki na Akropol. Król Sparty uwięziony na świętym wzgórzu, zaczął zastanawiać
się nad swoim położeniem. Może i warta grzechu była piękna żona Isagorasa, ale
on wpakował się w niezłe tarapaty i nie miał ochoty dłużej oglądać jak jego
ludzie giną w rozgrywkach o to, kto będzie rządził w Atenach.
Po
dwóch dniach spędzonych na oblężonym Akropolu zwrócił się do Ateńczyków z
prośbą o „honorowe porozumienie” Zgodzili się i pozwolili mu wrócić ze swoim
wojskiem do Sparty, Isagoras korzystając z zamieszania znalazł okazję i uciekł
z Aten, jego zwolennicy nie mieli tyle szczęścia, zostali osądzeni i wielu z
nich skazano na śmierć. Klejstenes powrócił triumfalnie do Aten, pod jego
wpływem przegłosowano bez poprawek, ustawy o przekazaniu władzy w ręce ludu. W
ten sposób nowy system polityczny - Demokracja - stał się faktem.
W
Sparcie sprawy miały się zgoła inaczej, Kleomenes nie mógł sobie wybaczyć, że
dał się tak zmanipulować, że był tylko pionkiem w rękach Ateńczyków. Jak mógł pozwolić na
to, że posłużyli się nim w celu pozbycia się jego przyjaciela, tyrana Hippiasza. Postanowił
działać. Porozumiał się władcami Beocji i Chalkis, że Ci zaatakują Ateny z
północy, podczas gdy on i Peloponezyjczycy nadejdą od strony przesmyku
Korynckiego. Jednak młoda demokracja ateńska okazała się niepokonana. Odparli wojska nieprzyjacielskie z północy, a
spory jakie wybuchły w obozie Peloponezyjczyków, uwolniły ich od wątpliwej
przyjemności walczenia z nimi.
Kleomenes wrócił do Sparty i zorganizował
jakbyśmy to dzisiaj nazwali konferencję sojuszników, a na niej jasno i wyraźnie
ogłosił wszem i wobec, że ma zamiar pomóc swojemu przyjacielowi Hippiaszowi w
odzyskaniu władzy i w przywróceniu tyranii w Atenach.
Przedstawiciel
Koryntian Sosikles zabrał głos i mówił przez wiele godzin, a puenta tego co
powiedział Spartanom była taka; Jeżeli tak bardzo Wam się podoba tyrania to
zastosujcie ją najpierw u siebie, w Sparcie, a dopiero potem próbujcie wymusić
gdzie indziej. Konferencja zakończyła się fiaskiem.
Działo
się to w 506 r. p.n.e. Klejstenes zmarł rok wcześniej. Jego siostrzenica
Agariste wyszła za mąż za Ksantipposa, w
495 r. p.n.e. para doczekała się syna. Był nim Perykles, człowiek, który
poprowadził Ateny w złoty wiek
c.d.n.
środa, 4 listopada 2015
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Jak przekupstwo pomogło demokracji
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Jak przekupstwo pomogło demokracji: ….Patrzył z uśmiechem na kręcących się niespokojnie na siedziskach, członków potężnego duchowieństwa – kapłanów delfickich, i uznał, że n...
Jak przekupstwo pomogło demokracji cz.1
….Patrzył z uśmiechem na kręcących się niespokojnie na
siedziskach, członków potężnego duchowieństwa –
kapłanów delfickich, i uznał, że nadszedł czas aby ich uspokoić.
„Nasza umowa będzie uszanowana” – powiedział
„Nie zamierzam prosić nawet o drachmę więcej, niż te trzydzieści
talentów, które zawarte były w umowie. Cały marmur na budowę świątyni będzie
ofiarą Alkmeonidów dla boga Apollina”
Kapłani spojrzeli po sobie, ale nie dali się zwieść,
wiedzieli, że wykonawcy podejmują się zlecenia, żeby mieć z tego zysk, a nie po
to żeby stracić, a było pewne, że jeżeli Klejstenes mówi prawdę to jego kieszeń
ucierpi na tym przedsięwzięciu.
Świątynia Apollina w Delfach spłonęła w 548 r. p.n.e.
Ponad 30 lat później Ateńczyk z rodu Alkmeonidów o imieniu Klejstenes
postanowił odbudować ją w miejscu, gdzie pojawiał się słodko pachnący
obłok, na miejscu tej, która spłonęła. Kosztowałaby kapłanów 30 talentów i
zbudowana by była z wapienia, który występował obficie w okolicy i z cennego marmuru
paryjskiego.
Niebawem zdumieni kapłani zauważyli jak słudzy Klejstenesa przywożą i rozładowują bloki białego marmuru, nie uwierzyli jednak w jego bezinteresowność - bardzo dobrze znali Ateńczyków dlatego też szybko postanowili wyjaśnić sprawę i bez ogródek przystąpili do rzeczy;
Niebawem zdumieni kapłani zauważyli jak słudzy Klejstenesa przywożą i rozładowują bloki białego marmuru, nie uwierzyli jednak w jego bezinteresowność - bardzo dobrze znali Ateńczyków dlatego też szybko postanowili wyjaśnić sprawę i bez ogródek przystąpili do rzeczy;
„A czego chcesz w zamian” – spytali
Klejstenes poczuł się dotknięty i zapewniał kapłanów o
swoich czystych intencjach, ci jednak wyjaśnili mu, że wyrocznia delficka nie
może mieć długu wdzięczności w stosunku do nikogo, nawet jeżeli tym kimś jest
sam Klejstenes, członek znamienitego rodu Alkmeonidów. Sprawa musi być
wyjaśniona: tu i teraz
Ateńczyk zarzekał się, że nie chodzi tu o żadną „transakcję
wymienną”, tylko małą przysługę, prośbę, jeżeli oczywiście chcą i mogą ją
spełnić – jeżeli nie, to nie ma żadnego problemu. Na prośbę żeby wyrażał się
jaśniej, odparł;
Klejstenes
„Nie proszę o nic trudnego co byłoby niezgodne z prawem, tylko o to, by za każdym razem kiedy
Spartanin przyjdzie z pytaniem do Pytii, dodać do jej wyroczni tylko jedno,
jedyne zdanie; Sparta musi pomóc Atenom w obaleniu tyrana Hippiasza”
Marmur paryjski był piękny i osławiony w całym
ówczesnym świecie, kapłani już widzieli oczyma wyobraźni, świątynię Apollina
ubraną w marmur błyszczący w słońcu. Transakcja nic by ich nie kosztowała, poza
tym Wyrocznia Delficka nigdy - delikatnie rzecz ujmując - nie przepadała za
tyranami. Zgodzili się. Klejstenes od tego momentu, mógł chwalić się tym, że był pierwszym Ateńczykiem,
któremu udało się przekupić boga Apollina.
Hippiasz, wspierany przez Tesalijskich sojuszników i najemników
wprowadził w Atenach brutalną dyktaturę. Po śmierci brata Hipparcha – zamordowanego
w 512 r. p.n.e. przez Harmodiosa i Aristogejtona - rządy Hippiasza stały się jeszcze bardziej okrutne.
Harmodios i Aristogejton
Tortury
były na porządku dziennym a podatki ściągane praktycznie za wszystko - w tym dla
pokrycia kosztów utrzymania jego „ochroniarzy”- przekroczyły wszelkie granice.
Próba powstania przeciwko tyranowi zorganizowana przez patriotę Kidona spaliła
na panewce – został zdradzony. Oddział złożony z przeciwników Hippiasza a stworzony
przez Alkmeonidów, został unicestwiony przez najemników tyrana. Klejstenes ucieka
się więc do starej sztuczki Ateńczyków – do przekupstwa.
Wyrocznia nadal przekazywała trudne do zrozumienia, mgliste
i wieloznaczne komunikaty, kiedy jednak kierowane były do Spartan uzupełniane
były jasnym przekazem „Sparta musi pomóc Ateńczykom obalić tyrana”
I tak jak
kropla drąży skałę, proroctwa Pytii zmieniały stosunek Lakończyków do Hippiasza,
pomimo tego, że pozostawał w dobrych stosunkach z władcami Sparty. Na rezultaty
nie trzeba było długo czekać bo wkrótce zorganizowano ekspedycję dowodzoną przez
Anchimolosa. Niewielkie siły spartańskie wsiadły na statki i wyruszyły w
kierunku Zatoki Faleron. Jednakże Hippiasz zdążył zaalarmować swoich
sojuszników z Tesalii, na pomoc przybył oddział z tysiącem dobrze wyszkolonych i uzbrojonych jeźdźców. Przed
bitwą tyran kazał wyrwać wszystkie
drzewa rosnące na plaży, żeby stworzyć dogodną do walki równinę. Kiedy Spartanie
wylądowali, kawaleria Tesalijczyków osaczyła
ich i pokonała. Anchimolos zginął na polu bitwy a ci którzy przeżyli, wrócili
statkami do Sparty.
Był to dla Lakończyków cios, plama na honorze, którą trzeba
było szybka zmazać, ludzie chcieli zemsty. W 510 roku p.n.e. król Kleomenes I
na czele wielkiej armii ruszył na Ateny, Hippiasz wyruszył mu na
spotkanie. Starli się na równinie między Megara i Elefsina. Tesalijczycy
zostali pokonani, Hippiasz i najemnicy wycofali się do Aten i schronili na
Akropolu, wojska Spartańskie i Ateńczycy oblężyli Akropol. Dobrze ufortyfikowany
i zaopatrzony mógł zapewnić tyranowi schronienie i bezpieczeństwo przez długi
czas, jednak Spartanom udało się pojmać dzieci Hippiasza. W tej sytuacji tyran
w obawie o ich los, zdecydował się poddać i zgodził się na opuszczenie Aten w
ciągu pięciu dni.
Po opuszczeniu Aten udał się na dwór perskiego satrapy
Sardesa, gdzie wcześniej znalazł schronienie jego przyrodni brat, Igisistratos,
jako wasal Persów.
W 490 roku p.n.e. mimo sędziwego wieku, powrócił do Grecji wraz z perską armią, która pod wodzą Dariusza wyruszyła na jej podbój. Dzień przed bitwą pod Maratonem miał proroczy sen, śniło mu się, że śpi ze swoją matką co zinterpretował jako zapowiedź zwycięstwa Persów i swój powrót do ojczyzny w roli władcy. Ale kiedy okręty perskie dobiły do brzegu i wyszedł na brzeg, kichnął tak mocno, że się potknął, przewrócił i wybił dwa-trzy zęby. Próbował jak szalony znaleźć je w piasku – na próżno. Od tej chwili był już pewny, że to znak, że Persowie zostaną pokonani a on nigdy nie odzyska władzy. Według wersji obowiązującej, zmarł w drodze powrotnej gdzieś na Morzu Egejskim, prawdopodobnie na Limnos.
W 490 roku p.n.e. mimo sędziwego wieku, powrócił do Grecji wraz z perską armią, która pod wodzą Dariusza wyruszyła na jej podbój. Dzień przed bitwą pod Maratonem miał proroczy sen, śniło mu się, że śpi ze swoją matką co zinterpretował jako zapowiedź zwycięstwa Persów i swój powrót do ojczyzny w roli władcy. Ale kiedy okręty perskie dobiły do brzegu i wyszedł na brzeg, kichnął tak mocno, że się potknął, przewrócił i wybił dwa-trzy zęby. Próbował jak szalony znaleźć je w piasku – na próżno. Od tej chwili był już pewny, że to znak, że Persowie zostaną pokonani a on nigdy nie odzyska władzy. Według wersji obowiązującej, zmarł w drodze powrotnej gdzieś na Morzu Egejskim, prawdopodobnie na Limnos.
W sytuacji politycznej pustki, która zapanowała po
obaleniu tyranii, Klejstenes zdobył poparcie ludu które dało mu wystarczającą
siłę do zbudowania systemu demokratycznego, z którego już niebawem Ateny miały
słynąć w całym greckim świecie. Ale jak do tego doszło opowiem w następnym
poście.
c.d.n.
środa, 25 marca 2015
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: 25 marca 1821 - początek końca 400-letniej turecki...
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: 25 marca 1821 - początek końca 400-letniej turecki...: 25 marca το Święto Narodowe Greków. Zgodnie z tradycją tego dnia 25 III 1821 r. Biskup Patras -Germanos - wywiesił grecką flagę na kla...
poniedziałek, 23 marca 2015
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Wróżbici i szarlatani w starożytnej Grecji.
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Wróżbici i szarlatani w starożytnej Grecji.: „ Życiem ludzkim ci dwaj władają tyrani: Nadzieja i Strach, kto jedno i drugie wyzyskać potrafi, w krótkim bardzo czasie do bogactw d...
Wróżbici i szarlatani w starożytnej Grecji.
„ Życiem ludzkim ci dwaj władają tyrani: Nadzieja i
Strach, kto jedno i drugie wyzyskać
potrafi, w krótkim bardzo czasie do bogactw dojść może” (Lukian)
Jak
świat długi i szeroki i jak długo istnieje, zawsze i wszędzie niepokój ludzi
budziły niezwykłe i niezrozumiałe zjawiska przyrody - tajemne moce. Usiłowano wytłumaczyć
niepokojące sny, wierzono w pojawianie się duchów osób zmarłych, przede
wszystkim jednak próbowano spojrzeć w przyszłość, potrzeba poznania tego co
niesie los, była w starożytnej Grecji wręcz obsesyjna. Wróżbici i wyrocznie
cieszyły się dużym zaufaniem i uznaniem, to u nich szukano porad dotyczących życia prywatnego jak i w sprawach publicznych i państwowych.
Najszerszy
zasięg miały wyrocznie, które były przy świątyniach – głównie Apollina, do
których zwracano się zarówno w sprawach osobistych ale głównie w sprawach większej
wagi, aby za pośrednictwem kapłanów uzyskać odpowiedź od samego boga.
Królewscy
wysłannicy z przyległych krain szukali u wyroczni rady w tak ważnych kwestiach,
jak na przykład; gdzie zbudować nową świątynię, albo czy rozpocząć wojnę.
Najstarszą grecką wyrocznią była wyrocznia Zeusa w Dodonie, gdzie kapłani
przepowiadali przyszłość wsłuchując się w szum liści świętego dębu i szum źródła płynącego u jego stóp.
Najsłynniejszą jednak była wyrocznia w Delfach z wieszczką-kapłanką Pytią.
Pytania zadawano kapłanom, ustnie lub na piśmie, oni z kolei przedstawiali je Pytii,
która zasiadała na trójnogu i odurzała się wyziewami wydobywającymi się ze
szczeliny, znajdującej się w podziemiu świątyni. Będąc w transie, wypowiadała
urywane, nie zawsze zrozumiałe zdania, a kapłani układali z nich odpowiedzi, oczywiście
w wielu wypadkach, zwłaszcza gdy chodziło o sprawy państwowe czy społeczne,
odpowiednio dostosowywali odpowiedzi do sytuacji - mieli własną służbę informacyjną i bardzo
dobrze orientowali się w sytuacji politycznej i stosunkach społecznych.
Sztuka
wróżbiarska —manteia — cieszyła się ogólnym zainteresowaniem i
szacunkiem, ale też były różne jej poziomy, i tak obok wyroczni działali
wszelkiej maści wróżbici, wieszczki, wykładacze snów. Zawodowi, doskonale wykształceni wróżbici pracowali dla władców,
natomiast zwykli służyli każdemu, kogo było na nich stać.
Występowały wówczas dwa rodzaje wróżbiarstwa:
sztuczne i naturalne.
Sztuczne, polegało na odczytywaniu znaków
pojawiających się na niebie i na ziemi i ich interpretacji – choć istniały pewne
ustalone sposoby odczytywania tych znaków, niewątpliwie nieraz dopuszczano się
do fałszowania wróżb. Istniały różne
metody wróżenia sztucznego, najbardziej rozpowszechnionym było wróżenie z lotu,
krzyku i zachowania się ptaków.
Pojawienie się tych, które były związane z jakimś bóstwem uważano za wróżbę pomyślną , np.
orzeł — był posłańcem Zeusa, kruk — Apollina, sowa, wrona — Ateny itp. Brano pod uwagę
kierunek lotu ptaka (ustawiano twarz do północy, gdy ptak przelatywał z zachodu
na wschód, był to znak pomyślny, zaś ze wschodu na zachód jako niepomyślny) wróżbita
znał także nasilenie głosu ptaków, gdyż i ono miało jakieś, wróżbicie tylko
znane, znaczenie.
Sławą w tej dziedzinie okrył się Kalchas, uważany za potomka
Apollina, trafnie zinterpretował znak dany od Zeusa przed wyprawą na Troję. Kiedy
Achajowie składali ofiarę bogom przed rozpoczęciem oblężenia, spod ołtarza
wypełzł wąż, wspiął się na pobliskie drzewo i pożarł znajdujące się w gnieździe
osiem piskląt i ich matkę. Następnie wąż zamienił się w kamień. Znaczyło to, że
Achajowie będą bezskutecznie oblegać mury Troi przez dziewięć lat i zdobędą je
dopiero w dziesiątym roku – i tak też się stało.
Oprócz ornitomantyki –
bo tak nazywała się ta technika wróżenia, wróżono z wnętrzności zwierząt,
szczególnie wątroby, gdyż każda jej część miała swoje znaczenie, ze sposobu i
kierunku unoszenia się dymu, zarówno przy spalaniu ofiar jak i kadzidła, z
zachowania się kur przy jedzeniu, z zachowania się ryb w wodzie, ale
rozszerzano ten rodzaj wróżenia na inne stworzenia: węże, jaszczurki, myszy,
pająki i inne, ze sposobu palenia się drewna, z płomieni, kierunku, w jakim
unosił się dym itp.
Wróżono również ze
znaków atmosferycznych (błyskawice, grzmoty itp.), z ruchów przedmiotów, z
ruchów kosza lub pierścienia zawieszonego na nitce (sposób znany i
dzisiaj), a także z kostek do gry, obserwowano odruchy człowieka, poszczególne
słowa, a nawet dzwonienie w uszach lub kichnięcie i odpowiednio je interpretowano,
wróżono z linii dłoni, co utrzymało się do dnia dzisiejszego, z cyfr, liczb, z
ich układów. Były cyfry szczęśliwe — jak siódemka, liczba Apollinowa a potem pitagorejska,
a także trójka i dziewiątka. O stosunku starożytnych do „trzynastki" nic
nie wiemy.
Obok oficjalnych, uznanych
i szanowanych wróżbitów, pojawiali się ludzie obdarzeni jakoby szczególnym
darem jasnowidzenia, robienia cudów itp. reprezentujący tzw. wróżenie naturalne i wtedy
powstawała trudność w odróżnieniu człowieka, który istotnie posiadał jakieś
szczególne zdolności, od cudotwórcy — szarlatana.
Jedną z takich postaci
był Apoloniusz z Tiany, filozof i mag, cudotwórca
i prorok, żyjący w czasach cesarstwa rzymskiego, uznawany przez niektórych za
pośrednika między bogami i ludźmi. Apoloniusza otaczała legenda, w której
trudno oddzielić prawdę od fantazji. Satyryk Lukian z Samosat żyjący 100 lat później wystawia
mu bardzo niepochlebną opinię, dodając dosyć ostre epitety. Pisze że to
obrzydliwy szalbierz, który próbuje naśladować Pitagorasa, jego dokonania
nazywa kuglarskimi i aktorskimi. Apoloniusz według niego to fałszywy wróżbiarz,
manipulant, deprawator i oszust, który rzekomo
mówił kilkoma językami, chociaż się ich nigdy nie uczył, chodził po wodzie,
latał w powietrzu, wskrzeszał zmarłych, wypędzał demony itp.
Jednym słowem wykorzystywał
swą wiedzę i używał „jakichś sztuczek", by zyskać sobie popularność,
Apoloniusz z Tiany
Wkrótce Apoloniusz
znalazł godnego siebie wspólnika – Aleksandra z Abonuteichos.
Aleksander, jak pisze
Lukian, w szalbierstwach przeszedł mistrzów, a „kiedy —zeszły się ze sobą dwa
śmiałki... do łotrostw pochopne, wykombinowali sobie bez trudu, że... zarówno
dla bojącego się, jak i dla spodziewającego się, znajomość przyszłości w
najwyższym stopniu potrzebna jest, i pożądana, że w ten sposób i Delfy kiedyś
porosły w bogactwa, i Delos, i Klaros, gdyż ludzie przez tyranów — Nadzieję i
Strach — nękani świątynie te tłumnie nawiedzali, tu o przyszłość dowiedzieć się
pragnęli i w tym celu hekatomby składali, złote szaty w ofierze
znosili..."
"Charakter owego
Aleksandra — jak pisze Lukian dalej — był najdziwniejszą mieszaniną kłamstw,
podstępów, krzywoprzysięstw, matactw; lekkomyślny, śmiały, ujmujący, budzący
zaufanie, umiejący zręcznie maskować się... To pewne, że nie było człowieka,
który by pierwszy raz zetknąwszy się z Aleksandrem, nie rozstał się z nim z
przekonaniem, że jest to najzacniejszy z ludzi, najskromniejszy, a także
najprostszy i bezpretensjonalny". Czyż nie są to cechy stałe, które
utrzymały się poprzez wieki przy spryciarzach-oszustach?
Lukian z Samosat
Lukian szczegółowo
opisuje szereg szalbierstw Aleksandra. Opisy te świadczą o bezgranicznej
naiwności ludzkiej, która jest trwała i
niezniszczalna, oto jedno z nich; chcąc zwrócić na siebie uwagę tłumów,
odrywał rolę nawiedzonego świętym szałem, co na widzach robiło wrażenie czegoś
nadnaturalnego, w takim udanym ataku toczyła mu się z ust piana; typowy objaw
ataku, ale wywoływał ten efekt sztucznie „żując korzeń rośliny farbiarskiej,
strution". Oprócz tego występował w roli wyroczni; zbierał pytania
zapisane na tabliczkach, te były zawiązane i opieczętowane. Miał swoje sposoby
żeby pieczęć usunąć i nieuszkodzoną z powrotem nałożyć…. Wyznaczona też była
taksa za każdą wyrocznię: drachma i dwa obole. Ale nie należy sądzić, że była
ona niska, a dochód z tego przedsięwzięcia mały. Dochodził on siedemdziesięciu
do osiemdziesięciu tysięcy drachm rocznie, „gdyż ludzie tak byli nienasyceni,
że po dziesięć i po piętnaście zamawiali odpowiedzi”
Poza wiarą we
wróżbitów, wieszczków, wyrocznie, oficjalnie przez religię i państwo uznane i
nawet nakazane - poza wiarą w cuda dokonywane przez szalbierzy, cudotwórców w rodzaju Aleksandra - pozostaje
jeszcze wiara w zabobony, często ludowa, lokalna, przechodząca z pokolenia na
pokolenie, wiara w moc uniknięcia nieszczęścia przez unikanie jakichś znaków
albo przez zapobieganie im w naiwny, prymitywny sposób. I znowu możemy
stwierdzić, zabobon jest wieczny, zabobon nie umiera.
I tak dla Greka złą
wróżbą było jak przebiegła mu drogę łasica, dzisiaj łasicę zastąpił czarny kot.
Czwarty i dwudziesty czwarty był feralnym dniem miesiąca. O takich właśnie
zabobonach pisze Teofrast grecki uczony i filozof, uczeń i przyjaciel
Arystotelesa.
„Bez
wątpienia uważać można zabobonność za lęk przed czynnikami nadprzyrodzonymi. A
człowiek zabobonny to ktoś taki, kto np. jeśli mu łasica przez drogę
przebiegnie, nie ruszy się z miejsca, dopóki ktoś inny go nie wyminie, albo
dopóki trzech kamieni na drogę nie rzuci. Zobaczył węża w domu: jeśli to wąż
brunatny, Sabadzajosa (bóg, syn Zeusa i Persefony) wzywa, jeśli zaś wąż święty, natychmiast
stawia w tym miejscu ołtarz. ...Niech no mysz przegryzie dziurę w worku z mąką,
już śpieszy do wróżbity, pyta, co ma robić. A skoro ten mu radzi, żeby dał
worek załatać do rymarza, nie chce słuchać, tylko pędzi składać przebłagalną
ofiarę. ...Kiedy gdzieś w drodze usłyszy wołanie sowy, przerażony „Atena
potężniejsza" woła i uchodzi. A kiedy mu się coś przyśni, pędzi do
wykładaczy snów i do wieszczków, i do tych, co z lotu ptaków wróżą, i zadręcza
ich pytaniami, do którego boga się modlić albo bogini. ...Na widok obłąkanego
lub epileptyka otrząsa się i spluwa w fałdy płaszcza" (Teofrast,
Charaktery XVI).
c.d.n.
piątek, 13 marca 2015
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Homoseksualizm w Starożytnej Grecji
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Homoseksualizm w Starożytnej Grecji: Zabierałam się do napisania tego postu od kilku miesięcy i za każdym razem odkładałam to na później, bo sprawa nie jest taka prosta j...
Homoseksualizm w Starożytnej Grecji
Zabierałam
się do napisania tego postu od kilku miesięcy i za każdym razem odkładałam to na
później, bo sprawa nie jest taka prosta jakby się wydawało. Najprościej byłoby
napisać, że wszyscy starożytni Grecy byli homoseksualistami, ale to byłby
zakłamany obraz starożytnych. Szukając informacji na ten temat, zetknęłam się z dwoma
skrajnymi opiniami; z jednej strony uważa się ich wręcz za pedofilów, z drugiej
przekonuje, że miłość między mężczyznami była tylko i wyłącznie platoniczna.
Prawda jak zwykle leży gdzieś pośrodku.
Grecy
nie uważali orientacji seksualnej za społeczną tożsamość, tym samym używane
terminy homoseksualizm czy heteroseksualizm w odniesieniu do Greków nie
oznaczają, jak współcześnie, tożsamości seksualnej, ale określają bardziej
aktywność seksualną.
W
dzisiejszych czasach ideałem piękna jest kobieta, w starożytnej Grecji takim
ideałem był nastoletni młodzieniec, bo łączył w sobie zdrowie, młodość, siłę męskości,
i harmonię. Spójrzmy na starożytną rzeźbę, nie znajdziemy tam prawie w ogóle posągów
przedstawiających kobiety, ale mężczyzn o pięknie zbudowanych ciałach,
harmonijnych, symetrycznie umięśnionych, bez najdrobniejszej skazy. Stanowili
oni model człowieka doskonałego.
W
Grecji uważano, że młodzieniec musi mieć starszego wychowawcę, aby osiągnąć mądrość
w życiu i perfekcję w myślistwie, sporcie lub walce.
Wszystkie
związki chłopców z mężczyznami musiały spełniać jeden podstawowy warunek - być
oparte na dobrowolności i chęci młodszego z partnerów. Platon w
"Uczcie" formułuje zasady związku: "uczynić go dobrym i dzielnym
rozwijać jego rozum i inne przymioty, dać mu wykształcenie i wszechstronną
wiedzę". Relacja uczeń i mistrz miała więc cele pedagogiczne,
intelektualne i duchowe, dopiero w dalszym rzędzie i nie zawsze, erotyczne i to
też nie w taki sposób w jaki sobie wyobrażamy.
„Klasyczny” stosunek
homoseksualny realizowany był – zgodnie z zachowanymi przekazami – raczej rzadko,
i nie był społecznie akceptowany.
Na tych którzy uprawiali seks - w pełnym tego
słowa znaczeniu - używano określeń „dupak” „dupodajec” czy „szerokodupy” jak
widzimy raczej nie były to komplementy. Powszechne - jeżeli już - uprawiane
były tzw. stosunki udowe. Erastis –
mężczyzna starszy, dominujący, wsuwał swojego członka pomiędzy uda eromenosa –
młodego chłopca, i co było niezwykle istotne, przyjemność mógł czerpać tylko
erastis, jeżeli rozkoszy doznawał również młodzieniec, mógł zostać potraktowany
jako męska prostytutka. Stosunki udowe,
nie naruszały godności i nietykalności eromonesa. Źle widziane było gdy dorosły
mężczyzna wiązał się ze starszym od siebie, albo nie potrafił zakończyć związku
z młodszym, gdy ten osiągnął już społeczną dojrzałość.
Większość
starożytnych Greków uznałaby publiczne umizgi dwóch brodaczy za praktyki
obrzydliwe i nie na miejscu, nie
było społecznego przyzwolenia na związki dorosłych mężczyzn. Obelgi
i znieważania homoseksualistów wykazujących kobiece cechy w komediach
Arystofanesa, świadczą dobitnie o niechęci zwyczajnej ludności do typowego męskiego
homoseksualizmu.
Bardzo
kontrowersyjny jest również homoseksualizm w greckiej armii. Panuje obiegowa
opinia, że w pierwszych wiekach jednoczenia się państwa greckiego, erotyczne
przyjaźń między żołnierzami były czymś absolutnie powszechnym - wojska były w
stałym ruchu, a homoseksualizm był jedyną opcją życia seksualnego. Jako przykład
podawany jest święty hufiec tebański, najsilniejsza jednostka liniowa wojsk
greckich - to właśnie męstwo tego oddziału zapewniło Tebom zwycięstwo nad
Spartą i hegemonię w Grecji - złożona jakoby ze 150 par pederastów.
Hufiec tebański
Wódz Epaminodas
miał zastosować podczas bitwy nowatorski szyk uderzeniowy – kochankowie walczyli
zawsze blisko siebie co miało dodawać im otuchy i siły w walce. Zupełnie co innego
mówią greckie źródła. Hufiec tebański to elitarna jednostka złożony z 300 mężczyzn
w kwiecie wieku, pochodzących z arystokracji, którymi kierowały najwyższe idee;
odwaga, patriotyzm i braterstwo. Naturalne było, że wśród żołnierzy, którzy
przykładali tak wielką wagę do kondycji fizycznej, walki i przyjaźni, tworzyły
się silne więzi, prawdziwe braterstwo, niezwykle głębokie - bez podłoża seksualnego
- raczej niezrozumiałe dla społeczeństw pacyfistycznych. A jeżeli chodzi o ten
nowatorski szyk ? Dawniej nowicjusze szli w pierwszej linii a za nimi „weterani”
Epaminodas to zmienił, mieszając nowicjuszy i weteranów po równo. Kto doszukuje
się tu układu uczeń i mistrz z podtekstami, jest w dużym błędzie.
To
samo tyczy się Sparty, przedstawia się nam to polis jako istny raj dla
homoseksualistów. Prawdą jest, że był to świat typowo męski, celem życia
Spartanina była walka, byli do tego
przygotowywani od dzieciństwa, za kolebkę służyła im tarcza. Kult męskości,
przyjaźni i braterstwa posłużył za powstanie mitu o homoseksualizmie. Fakty
historyczne mówią co innego. Karą za związek homoseksualny w starożytnej Sparcie
była śmierć lub wygnanie, które wówczas było gorsze od śmierci. Znany jest
przypadek kiedy to dwóch Spartan zostało przyłapanych na „akcie cielesnym” co
ich za to spotkało ? Musieli oczyścić honor Sparty, przez samobójstwo. Takich
przykładów jest mnóstwo.
Nie
znaczy to, że homoseksualizm w starożytnej Grecji nie istniał, ale nie był tak
powszechny i społecznie akceptowany jak nam, współczesnym, się wydaje.
c.d.n.
piątek, 27 lutego 2015
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: IV Krucjata czyli jak "psy wojny" zniszczyły Bizan...
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: IV Krucjata czyli jak "psy wojny" zniszczyły Bizan...: Od końca XI wieku rozwijała się idea krucjat, zyskując swą popularność dzięki hasłu obrony Grobu Chrystusa przed niewiernymi. „Wywołuj...
IV Krucjata czyli jak "psy wojny" zniszczyły Bizancjum
Od
końca XI wieku rozwijała się idea krucjat, zyskując swą popularność dzięki
hasłu obrony Grobu Chrystusa przed niewiernymi. „Wywołującymi krucjaty byli
zawsze papieże" którzy walczyli z cesarstwem i realizowali swoje
imperialistyczne plany – wszystkie ziemie wyzwalane przez krzyżowców uznawane
były przez papiestwo za własność Państwa Kościelnego. To papiestwo dało swoje
błogosławieństwo bestialskim mordom na „innowierczych cywilach".
Podczas I
krucjaty w 1099 r. krzyżowcy zdobyli Jerozolimę. „Zwycięstwo Chrystusa” uczcili
masową rzezią muzułmanów żydów a nawet braci chrześcijan. Gdy rozkoszowali się zwycięstwem muzułmanie
powoli ale systematycznie przygotowywali się do odwetu. I tak w 1147 r. Turcy
zdobywają Edessę, a 40 lat później, wojska
Królestwa Jerozolimskiego zostają pokonane w bitwie od Hattin (Hittin) i wkrótce Turcy zajmują
Jerozolimę i podporządkowują sobie teren niemal całego Królestwa, dwie
krucjaty II i III kończą się fiaskiem. Święte Miasto pozostaje w rękach muzułmanów.
Ryszard
Lwie Serce walczący w czasie III krucjaty
Czwartą
krucjatę zaczęto planować pod koniec 1199 z inicjatywy papieża Innocentego III,
Papież starał się zapewnić pomoc państwom łacińskim w Palestynie, które musiały
stawiać opór coraz silniejszym naciskom muzułmanów. Przynieść ona miała jednak
nieoczekiwany rezultat…..
Początkowo
celem wyprawy miały być Egipt i Jerozolima.
Bonifacy
z Montferratu zostaje wybrany przywódcą IV krucjaty
Uznano,
że najlepszym sposobem dotarcia do celu, będzie wynajęcie floty w jednym z
miast włoskich. Ostatecznie wybór padł na Wenecję, która zobowiązała się - za
ogromną cenę - dostarczyć środki transportu dla 4,5 tysiąca rycerzy, 9 tysięcy
giermków, 20 tysięcy piechurów, oraz prowiant wystarczający na rok.
Tak
się składało, że Wenecjanie prowadzili w tym samym czasie negocjacje z Egiptem
w sprawie przywilejów handlowych, dlatego bardzo nie na rękę im było
skierowanie krucjaty właśnie do Egiptu. Krzyżowcy oczywiście w ogóle nie
wiedzieli o takich negocjacjach, nie poznali się więc na misternej politycznej
grze Wenecjan. W czerwcu 1202 roku cała armia krzyżowców zgromadziła się w
Wenecji, a ci wywiązali się ze swej umowy do tego stopnia, że świadek tych
czasów pisał, iż „przygotowali tak wspaniałą flotę, o jakiej nie słyszano i
jakiej nie widziano od bardzo dawna” Jednak krzyżowcom nie udało się zebrać
wystarczającej sumy pieniędzy. Rozwiązanie niewygodnej sytuacji zaproponował
doża Wenecji Enrico Dandolo - osiemdziesięcioletni, prawie ślepy ale pełen
energii i sprytu starzec, który zaproponował, by w zamian za odroczenie spłaty,
ci pomogli Wenecjanom zdobyć miasto w Dalmacji, Zadar.
Doża
Dandolo przed krzyżowcami
Należał on kiedyś do
republiki weneckiej, ale się zbuntował i podporządkował królowi Węgier. Było to
miasto chrześcijańskie, należące do króla, który notabene obiecał udział w IV krucjacie.
Spora część krzyżowców sprzeciwiała się atakowi na inny kraj chrześcijański,
ale po długich sporach propozycję zdecydowano się jednak przyjąć. Pod koniec
roku (24 XI 1202) miasto, należące do
prawego syna Kościoła, króla węgierskiego, zostało zdobyte. Atak na
chrześcijańskie miasto potępił papież, ekskomunikując krzyżowców. Gdy jednak dowiedział
się, że padli ofiarą weneckiego szantażu, wybaczył im, ale utrzymał ekskomunikę
Wenecjan. W tym momencie wyprawa krzyżowa traci papieskie poparcie i staje się
wyprawą „psów wojny”, jakbyśmy to powiedzieli językiem współczesnym.
Wyprawę
do Palestyny tymczasowo odłożono uznając, że ryzyko żeglugi zimą jest zbyt
wielkie.
Tymczasem
podczas miesięcy zimowych do obozu krzyżowców w Zadarze przybył Aleksy, syn
zdetronizowanego cesarza bizantyjskiego Izaaka Angelosa. Obiecał krzyżowcom,
że w zamian za osadzenie go na tronie w Konstantynopolu, zapłaci za nich
zaległy dług u Wenecjan, pomoże przetransportować ich do Egiptu, odda im
dziesięć tysięcy żołnierzy, jako sojuszników do walki z Turkami i da stałe
utrzymywanie dla 500 żołnierzy bizantyńskich w Ziemi Świętej. Posunął się nawet
do obietnicy podporządkowania Kościoła wschodniego Rzymowi. Większość
krzyżowców słysząc to, nie wahała się ani chwili.
Aleksy IV Angelos
Ta
propozycja zapoczątkowała łańcuch wydarzeń, które zakończyły się tragedią
Konstantynopola. I tak w ten oto sposób, w czerwcu 1203 roku armia krucjatowa zamiast w Egipcie, wylądowała
pod Konstantynopolem. Urzędujący cesarz Aleksy III, na widok zbliżającej się
armii uciekł z miasta. Możni Konstantynopola zareagowali natychmiast, wypuścili
z więzienia Izaaka Angelosa i zaprosili jego syna Aleksego do miasta, aby go
koronować. Aleksy poprosił krzyżowców o zaprzestanie walk, udał się do kościoła
Mądrości Bożej, gdzie się koronował jako cesarz Aleksy IV i objął rządy wraz ze
swoim ojcem. Szybko jednak przekonał się, że spełnienie obietnic przychodzi o
wiele trudniej niż ich dawanie. Nie był w stanie zebrać żądanego przez krzyżowców
okupu, nie mówiąc już o wystawieniu dziesięciotysięcznej armii czy
podporządkowaniu się Kościołowi zachodniemu. W końcu krzyżowcy zaczęli się
domagać spełnienia obietnic. Aleksy IV zapowiedział krzyżowcom i Wenecjanom, że
nie zapłaci im w umówionym terminie, lecz w marcu 1204 oraz zaproponował, by do
tego czasu pozostali w okolicach miasta.
Flota
krzyżowców pod Konstantynopolem
Wojska
krzyżowców stacjonowały całą jesień i zimę 1203/04 w rejonie bizantyjskiej
stolicy wszczynając burdy, grabiąc i zabijając mieszkańców okolicznych osiedli,
aż w końcu w
listopadzie 1203 roku cierpliwość krzyżowców się wyczerpała. Postawili
cesarzowi ultimatum żądając natychmiastowej zapłaty i grożąc rabunkiem miasta.
Aleksy IV odmówił. Rozpoczęty się starcia. Grecy wypadami z miasta nękali
krzyżowców, którzy ze swojej strony gotowali się do szturmu, dwukrotnie
próbowali podpalić flotę wenecką. Sytuacja przedstawiała się raczej
beznadziejnie dla krzyżowców, ponieważ ich zapasy topniały w oczach, a
liczebność wojska nieubłaganie się zmniejszała.
Fortuna
obróciła się jednak na ich korzyść, gdyż Bizantyńczycy znów skupili się na
sporach między sobą. Zbierając złoto i srebro na zapłatę dla krzyżowców Aleksy
IV utracił poparcie wśród ludu i arystokracji Konstantynopola, których zraził
już wcześniej swoją prołacińską postawą. 25 stycznia 1204 roku doszło w mieście
do zamachu stanu. Aleksy IV został uwięziony, cesarzem ogłosił się Aleksy V
Dukas, zwany Murzuflosem i wkrótce 8 lutego zgładził Aleksego IV. W tym samym
czasie śmiercią naturalną zmarł Izaak II Angelos.
Aleksy
V Murzuflos (na koniu) negocjujący z dożą Wenecji Enrico Dandolo
Aleksy
Murzuflos odmówił spłaty zobowiązań wobec krzyżowców. Ci rozpoczęli więc przygotowania
do generalnego szturmu, doszli do wniosku, że tylko formalne zajęcie stolicy
siłą spełni ich nadzieje na łupy, chwałę, przywróci im wiarę w sens
krucjatowych, kilkuletnich wyrzeczeń. Dopełni — w ich mniemaniu — śluby
krucjatowe.
Pierwszy
atak nastąpił 9 kwietnia 1204 i zakończył się niepowodzeniem. Następny szturm
krzyżowcy przypuścili 12 kwietnia i dzięki zdradzie – wybuch pożaru na zapleczu
broniących dzielnicy Blancherny żołnierzy bizantyjskich – krzyżowcy wdarli się
do miasta.
Wejście
krzyżowców do Konstantynopola
Nocą
Aleksy Murzuflos uciekł z miasta; uciekli również pozostali pretendenci do
tronu.
Od
13 do 15 kwietnia trwało plądrowanie miasta. Najbogatsze i największe miasto ówczesnego świat zostaje wydane na żer
zdobywcom, którzy przez trzy dni mieli prawo robić co im się podoba.
Plądrowanie
miasta przez zdobywców było podówczas rzeczą normalną, dozwoloną prawem
wojennym, lecz jego skala w Konstantynopolu wykraczała poza spotykane
przykłady, opisał to S. Runciman, w Dziejach wypraw krzyżowych.
„Barbarzyństwo
zdobywców (...) przeszło wszelkie wyobrażenia. Od dziewięciu stuleci to wielkie
miasto było stolicą cywilizacji chrześcijańskiej. Przetrwało tam mnóstwo
pomników starożytnej sztuki greckiej, na każdym kroku spotykało się arcydzieła
znakomitych rzemieślników bizantyjskich. Wenecjanie znali wartość tych dzieł.
Korzystali z każdej możliwości grabieży bezcennych skarbów i wywozili je do
Wenecji, aby ozdobić nimi pałace i świątynie. Francuzów i Flamandów natomiast
ogarnął szał niszczenia. Rozpasany motłoch rozbiegł się po ulicach rabując
wszystko co błyszczało, niszcząc wszystko czego nie można było zabrać,
zatrzymując się tylko po to, aby mordować, gwałcić lub włamywać się do piwnic z
winem. Nie oszczędzono klasztorów, kościołów, ani bibliotek. W Kościele Hagia
Sophia pijani żołnierze zdzierali jedwabne zasłony, rozbili na kawałki srebrny
ikonostas, deptali po świętych księgach i ikonach. Kiedy rozpasani żołnierze
zaczęli popijać z naczyń liturgicznych, jedna z ladacznic zasiadła na tronie
patriarszym i zaśpiewała karczemną piosenkę francuską. W klasztorach gwałcono
zakonnice. Wdzierano się zarówno do pałaców jak i ruder, niszcząc je
doszczętnie. Na ulicach konały od ran kobiety i dzieci. Ów bestialski rozlew
krwi i grabież trwały trzy dni, aż w końcu to piękne, ogromne miasto obróciło
się w ruinę"
Zdobycie Konstantynopola
Upadek
Konstantynopola oznaczał rozpad Cesarstwa Bizantyńskiego.
16
maja 1204 Baldwin hrabia Flandrii zostaje koronowany w największym wtedy chrześcijańskim kościele Agia Sophia na nowego cesarza Bizancjum. Armie łacinników
rozpełzły się po terytorium cesarstwa, każdy z dowódców chciał „wykroić” dla
siebie kawałek imperium, rozdzielono łupy, które okazały się oszałamiające.
Nikt w zasadzie nie wie dokładnie ile złota, srebra, naczyń i klejnotów
skradziono wówczas w Konstantynopolu. Grabiono zarówno relikwie jak i dobra
kultury świeckiej: rzeźby, marmury, kolumny, księgi, ikony, obrazy itp.
Podziału tych trofeów dokonano w następujący sposób: po 3/8 zdobyczy przypadło
krzyżowcom i Wenecjanom, ¼ zachowano dla przyszłego łacińskiego cesarza
bizantyjskiego. Główni
beneficjenci podziału, Wenecjanie, uzyskali trzy ósme Konstantynopola,
wschodnie wybrzeże Adriatyku, największą część Peloponezu oraz obszar wokół Adrianopola, inny obszar w Epirze i dwa miasta w Eubei.
Grecja została podzielona na królestwa i księstwa wasalne
podległe cesarzowi łacińskiemu w Konstantynopolu. Dowódca krucjaty, Bonifacy z
Montferratu, został królem Thesalonik.
Bizantyjczycy
utrzymali się tylko na paru odległych od siebie terenach. Cesarstwo
Bizantyjskie przestało istnieć, na jego
terenach będzie panować Cesarstwo Łacińskie. Ale to efemeryczne królestwo nad
Bosforem przetrwało jedynie do 15.08.1261 r. kiedy prawowity cesarz bizantyjski
— Michał VIII Paleolog — zasiadł ponownie na tronie w Konstantynopolu
przepędzając Łacinników z Grecji.
Michał VIII Paleolog
Po
800 latach IV krucjata pozostaje jednym z najbardziej kontrowersyjnych wydarzeń
historycznych świata. Rozminięcie się skutków wyprawy - rozbicia Bizancjum - z
jej zakładanymi celami - pomocą dla łacińskiej Palestyny - nie zdarzyło się
żadnej innej krucjacie. Za dalekosiężny skutek IV wyprawy krzyżowej uważa się pogłębienie rozłamu między
chrześcijańskim Wschodem a Zachodem. Dotychczasowa niechęć przerodziła się w
nienawiść i rozszerzyła swój zasięg z plebsu Cesarstwa Bizantyjskiego na
bizantyjską hierarchię duchowną. Wojny Bizantyjczyków z Cesarstwem Łacińskim
doprowadziły również do osłabienia Bizancjum i przyspieszyły jego późniejszy
upadek w - 1453 r. pod ciosami Turków
osmańskich.
P.S.
Podczas swojej pielgrzymki do Grecji w 2001 roku papież Jan Paweł II prosił o
wybaczenie za grzechy popełnione przez „synów i córki Kościoła Katolickiego.“ wobec
członków Kościoła Prawosławnego w czasie ostatnich 1000 lat. Przeprosiny
odnosiły się szczególnie do wypraw krzyżowców przeciwko Konstantynopolowi.
c.d.n.
Subskrybuj:
Posty (Atom)