czwartek, 27 lutego 2014
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Dzień z życia Ateńczyka - Agora
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Dzień z życia Ateńczyka - Agora: W Atenach, dzień zaczyna się tak jak w naturze, o wschodzie słońca. Starożytny Ateńczyk nie lubi lenistwa i nie ma znaczenia czy je...
Dzień z życia Ateńczyka - Agora
W
Atenach, dzień zaczyna się tak jak w naturze, o wschodzie słońca. Starożytny Ateńczyk nie
lubi lenistwa i nie ma znaczenia czy jest bogaty, czy biedny, wstaje o
świcie, bo nie można inaczej. Życie w Atenach jest tak zorganizowane, że jak poleniuchuje rankiem, nie kupi świeżych towarów na rynku - agorze i nie spotka swoich przyjaciół, którzy się tam udali tuż po wschodzie słońca.
Ateńczyk
przechodzi pod kolumnadą, ozdobioną
rzeźbami wybitnych ateńczyków i dociera na rynek żywności. W greckich miastach rynek
(agora) jest miejscem nie tylko dla handlowców, znajdują się tu gmachy najważniejszych instytucji
państwowych, a także liczne świątynie i obiekty o charakterze kulturalnym.
Odeon Agryppy
Rolnicy
z Attyki są już na rynku przed świtem poganiają kozy i barany, albo paradują z
przewieszonymi na kiju zającami i drobiem. Właściciele gospodarstw znajdujących
się wokół Aten, wysłali już swoje produkty do wymiany. Z Pireusu i z Faliro
przybywają rybacy z koszami pełnymi ryb; tuńczykami z Morza Czarnego, węgorzami – ulubionymi
rybami ateńczyków i barwenami z
Archipelagu. Ze straganów roznosi się zapach świeżych owoców, dojrzałych
bakłażanów, skóry, kadzidła, świeżego pieczywa i wina. Hałas i zgiełk roznosi
się we wszystkich kierunkach. Arystofanes przedstawia nam w tym tłumie
sprzedawcę wieprzowych kiełbasek i kilku nadzorców rynku tzw. inspektorów
rynkowych, którzy czuwają nad tym aby sprzedawcy przestrzegali prawa. To oni
dbają o to żeby chleb miał odpowiednią długość, żeby rybacy nie polewali ryb
wodą… etc. Biedne kobiety sprzedają tu placki na pity i wieńce z kwiatów. Można tu spotkać matkę
Eurypidesa, która jak zapewnia nas Arystofanes jest prostą przekupką; sprzedaje sezam, fasolę, cebulę i figi. Agora jest
zorganizowana wg prostego schematu, dla wszystkich rodzajów produktów zostały
określone konkretne obszary.
Kupujący wie dokładnie, gdzie znaleźć chleb i
ryby, ser, plecione koszyki, warzywa i olej. Wie gdzie znajdzie tancerkę i
kucharza którzy obsłużą sympozjon. Jeśli chce się umówić z przyjaciółmi na
agorze wystarczy im powiedzieć; spotkajmy się przy rybach, przy serach czy przy
figach. Wokół agory znajdują się przede wszystkim; perfumerie, fryzjerzy,
winiarnie. Obok nich wszelkiego rodzaju warsztaty rzemieślnicze, lichwiarze
nazywani bankierami mają na agorze specjalnie ustawione stoły. Sokrates bardzo
często wdawał się z nimi w potyczki słowne, nierzadko doprowadzał ich od szewskiej pasji i
dochodziło do rękoczynów. Od strony Kolonu ( dzisiejsza dzielnica Aten, na
północ od Agory) zbierają się wolni obywatele Aten, którzy chcą się załapać
na kilka godzin pracy, najwyżej na jeden dzień, albo do zachodu słońca.
Kobieta
jeżeli jest bogata, albo przynajmniej zamożna, nigdy sama nie chodzi na rynek,
ani nie wysyła służącej. Wszystkie zakupy robi mężczyzna. Często można zobaczyć żołnierza w zbroi, który kupuje sardynki czy figi. Lizystrates
opowiadał jak spotykał oficerów kawalerii, z hełmami w rękach wypełnionymi
gotowanymi warzywami.
Na agorze ateńskiej można spotkać bogatych i biednych; obok
inwalidy który żyje z renty wypłacanej przez państwo, grupka bogatej młodzieży,
która zaśmiewa się z jego ostrych sarkastycznych żartów. Mija ich wieśniak
niosący worek na plecach z którego dobywa się świński kwik. Grupa wesołych
widzów idzie za iluzjonistami i magikiem, który połyka miecze i zieje ogniem.
Przechodząc
od jednego straganu do drugiego Ateńczyk wybiera żywność a towarzyszący mu w
zakupach niewolnik zanosi ją do domu. Jeśli jest bogaty ma ze sobą dwóch
niewolników, jeśli tylko zamożny, jednego, jeśli nie stać go na niewolnika
odsyła zakupy przez wynajętego na agorze posłańca.
Wszędzie
słychać głosy straganiarzy zachwalających swoje towary. Na agorze można się
ubrać od stóp do głów, są stragany z gotową odzieżą, gdzie za kilka obli można
kupić chiton, czy parę sandałów. Najciekawszym jednak i najbardziej atrakcyjnym
miejscem na agorze jest segment rybny.
Słabością
Ateńczyków są ryby, nie mięso. Wśród wszystkich sprzedawców najbardziej
niezależni, żeby nie powiedzieć najbardziej aroganccy, są sprzedawcy ryb. Jeden
ze starożytnych komediopisarzy nazywa ich złodziejami, inny nocnymi bandytami.
Żądają ile chcą za swój towar, jak im odpowiesz że za drogo, bez ogródek wyślą
cię do Tartaru, i nie zawahają się podać jeszcze wyższej ceny. Ale tylko do
czasu, inspektorzy nie pozwalają im polewać ryb wodą, żeby je odświeżyć i
kiedy ryby zaczynają być „częściowo nieświeże” w pośpiechu sprzedają je po
obniżonej cenie. Pewnego dnia ateńczyk zemdlał na rynku, sprzedawca ryb chciał
mu pomóc i wylał na niego dzban z wodą, denat się ocknął, ale część wody wlała
się do skrzyni z rybami, ryby ożyły i zaczęły machać ogonami. Nadbiegli
inspektorzy ponieważ zostało złamane prawo, ale tym razem zastosowano
okoliczności łagodzące, nie ukarano handlarza, kazano mu tylko natychmiast
wylać wodę ze skrzyni.
W momencie kiedy na agorze pojawiała się świeża dostawa
ryb, rozlega się głos specjalnego
dzwonu. Pewnego dnia w domu niedaleko agory, pewien muzyk grał dla swoich przyjaciół,
nagle usłyszeli bicie dzwonu, wszyscy zerwali się na równe nogi z miejsc i
pobiegli w stronę agory, pozostał jedynie na pół głuchy staruszek. Muzyk
zbliżył się do starowinka i powiedział „ Dziękuję Ci, jesteś jedyną osobą,
która przestrzega zasad dobrego zachowania i nie opuściłeś mnie na dźwięk
dzwonu” Na to staruszek, co ? Usłyszałeś dźwięk dzwonu i nic nie mówisz ? Zerwał
się jak oparzony i pobiegł w ślad za
innymi.
Zakupy zrobione, teraz
pozostało już tylko zamówić tancerki i znaleźć dobrego kucharza, którzy obsłużą sympozjum. Kucharz to
jeden z tych rzemieślników którzy nauczyli się w Syrakuzach sztuki
przyrządzania potraw, można ich znaleźć codziennie w tej samej części
rynku. Grali dość ważną rolę w życiu miasta sądząc po ilości ironicznych komentarzy na ich
temat, w które obfitują starożytne komedie. Postać kucharza jest jedną z
najbardziej charakterystycznych w starożytnej komedii. Przedstawiany jest jako
kłamca, złodziej, obżarciuch, i gaduła. Spartanie uważali że delikatny smak
potraw osłabia siłę państwa, dlatego zatrudniali tylko tych kucharzy którzy
potrafili gotować najprostsze potrawy z mięsa. Wszystkich, którzy odważyli się
na wprowadzanie nowych potraw wypędzano z miasta.
Po
zakończeniu zakupów i odesłaniu ich do domu tzn. ok. godz. 10-11 udaje się do
jednej z galerii (stoa) które znajdują się wokół rynku, gdzie spotyka się ze
swoimi przyjaciółmi.
Ateńczyk
rozmawia ze swoimi przyjaciółmi i znajomymi o polityce, komentuje najnowsze wydarzenia
lub wdaje się w filozoficzne dysputy – co uwielbia. Zazwyczaj spotkania i
dyskusje odbywają się w perfumeriach lub u fryzjera, choć zakład szewski też jest
dobrym miejscem. Raz nawet Sokrates przyszedł do rzemieślnika wykonującego uprząż aby dokończyć rozmowę. Odwiedzanie w tym celu sklepów stało się nawykiem
tak powszechnym, że Demostenes w przemówieniu oskarżycielskim nazwał pewnego
Ateńczyka „socjopatą” ponieważ ten nigdy nie przychodził do fryzjera,
perfumerii ani innych sklepów.
Preferowanym miejscem spotkań jest oczywiście zakład
fryzjerski. Fryzjerzy są zorientowani we wszystkich nowinkach i plotkach,
które opowiadają i interpretują jak chcą. Nic więc dziwnego że mają opinię plotkarzy i że pierwszym człowiekiem, który przyniósł do Aten wiadomość
o katastrofie na Sycylii, był fryzjer z Pireusu.
Kiedy dotarła do niego ta straszna
wieść - wygadał się sługa dezertera, nie zastanawiał się długo, zamknął interes
i pognał ile sił w nogach do Aten, w nadziei że nikt przed nim nie dotrze z tą nowiną.
W Atenach wiadomość ta wywołała duże zamieszanie, ludzie otoczyli fryzjera i
zaczęli wypytywać o szczegóły, tych niestety fryzjer nie znał, ba, nie znał
nawet imienia dezertera z Sycylii. Ateńczycy byli oburzeni nazwali go kłamcą i chcieli
torturować. Już przywiązany był do koła, kiedy – na jego szczęście, przyjechało
wielu żołnierzy, którzy uciekli z rzezi i potwierdzili straszną prawdę. Zrozpaczeni
Ateńczycy rozpierzchli się do swoich domów, by opłakiwać utraconych krewnych i przyjaciół
i zapomnieli o fryzjerze przywiązanym do koła. Przypomnieli sobie o nim dopiero
w nocy, kiedy kat przyszedł go rozwiązać pierwsze pytanie jakie zadał to czy są
jakieś wieści o Nikiaszu – i czy wiadomo jak zginął. Fryzjerzy wiedzieli wszystko
i mówili o wszystkim. Jak ciąć ? spytał kiedyś fryzjer króla Macedonii Archelausa – bez
słów, odparł król.
Po południu, nasz Ateńczyk zmęczony zakupami, plotkami i filozofowaniem, udaje się do domu na posiłek, ale o tym w następnym poście.
c.d.n.
wtorek, 25 lutego 2014
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Klątwa Ateny
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Klątwa Ateny: Jeśli ktoś sądzi, że apetyt Elgina na greckie skarby architektury zaspokoiły rzeźby Fidiasza z Partenonu jest w dużym błędzie. Elgin ...
Klątwa Ateny
Jeśli
ktoś sądzi, że apetyt Elgina na greckie skarby architektury zaspokoiły rzeźby Fidiasza
z Partenonu jest w dużym błędzie.( post; Co łączy Georga Clooney`a z kradzieżą marmurów na Akropolu?)
Elgin i „wielebny” Hunt mieli inne plany; w pierwszym rzędzie była kradzież całej świątyni Erechtejona, niestety nie mieli odpowiedniego dużego statku, więc musieli zadowolić się jedną Kariatydą. Ateńczycy byli bardzo przywiązani do Kariatyd, uważali, że nie były one rzeźbami ale prawdziwymi kobietami uwięzionymi w kamieniu przez bogów. Legenda mówi, ze po rozłączeniu „sióstr” dał się słyszeć na Akropolu płacz i lament pozostałych Kariatyd, takie samo zawodzenie wydobywało się ze skrzyni do której załadowano skradzioną rzeźbę. Podobno to wydarzenie uratowało pozostałe Kariatydy od pewnego wywiezienia
Elgin i „wielebny” Hunt mieli inne plany; w pierwszym rzędzie była kradzież całej świątyni Erechtejona, niestety nie mieli odpowiedniego dużego statku, więc musieli zadowolić się jedną Kariatydą. Ateńczycy byli bardzo przywiązani do Kariatyd, uważali, że nie były one rzeźbami ale prawdziwymi kobietami uwięzionymi w kamieniu przez bogów. Legenda mówi, ze po rozłączeniu „sióstr” dał się słyszeć na Akropolu płacz i lament pozostałych Kariatyd, takie samo zawodzenie wydobywało się ze skrzyni do której załadowano skradzioną rzeźbę. Podobno to wydarzenie uratowało pozostałe Kariatydy od pewnego wywiezienia
Ludzie
Elgina po barbarzyńsku wyłamywali z ruin świątyń wspaniałe rzeźby,
a potem piłowali, aż w końcu odłamywali niepotrzebne ich zdaniem
fragmenty. Pozyskiwaniem płaskorzeźb zajął się włoski malarz Giovani Batista
Luccielli. Jego listy ukazują brutalność z jaką przystąpił do realizacji
powierzonej mu misji. "By zmniejszyć rozmiary wielkiego fryzu musiałem
użyć 3 czy 4 pił o długości 6 metrów, inaczej nie załadowalibyśmy go na
statek. Na szczęście pękł w miejscu, w którym nie znajdowało się nic
ważnego"
W
tym samym czasie nienasycony Elgin wysyła misję do Olimpii, ale angielski kapitan służący w armii tureckiej, który tam pojechał ocenił, że
antyki są zbyt duże i ciężkie a transport ich byłby zbyt kosztowny. Wielebny Hunt też nie traci czasu i udaje się
na grabież do Myken, ale ku jego rozpaczy płaskorzeźba na lwiej bramie, którą
chciał ukraść jest również zbyt ciężka, aby można ją było przetransportować do
Anglii.
W kwietniu 1802 r. Elgin jedzie się na Peloponez skąd przywozi wiele
dzbanów, waz i inskrypcji. Następnie popłynął do Smyrni (dzisiejszy Izmir), ale nie
omieszkał zatrzymać się na wyspie Delos z której wywiózł wspaniały antyczny ołtarz
– do dzisiaj znajduje się w British
Museum.
Działo
się to w okresie, kiedy po kampanii
Napoleona w Egipcie, Francuzi wywozili liczne dzieła sztuki. Elgin obawia się
że Francuzi pomieszają mu szyki i przejmą ładunek, dlatego wysyła pisemne instrukcje do natychmiastowego
załadunku i wysyłki płaskorzeźb do Anglii na statku „Mentor”, i prosi aby załadować
jak najwięcej metop, fresków i głowic nawet z Propylejów, im więcej tym lepiej,
po prostu co się tylko da.
Współodpowiedzialny
za grabieże Luccielli, zaczyna jednak mieć wątpliwości. Codziennie po „pracy”
zostawał na Akropolu i robił szkice, wkrótce poczuł, że jest obserwowany. Cały
czas czuł na sobie czyjś wzrok. Gdzie się nie obrócił wpatrywało się w niego
dwoje oczu, w końcu zorientował się, że to sowa. Zdał sobie sprawę że to zły
znak. Sowa była symbolem Ateny, bogini, której poświęcony był Partenon. Atena
była boginią mądrą, ale zarazem mściwą, a oni właśnie splądrowali jej
świątynię.
Greccy
robotnicy nie czuli się dobrze ze świadomością, że uczestniczą w kradzieży i wywożeniu
marmurów. Wkrótce utwierdziło ich w tym przekonaniu wydarzenie, które miało
miejsce w czasie transportu do portu w
Pireusie. Na wozie w skrzyni umieszczona była jedna z ostatnich skradzionych metop,
na której była przedstawiona postać Ateny. Zbliżając się do morza Atena
wypowiedziała swoim wrogom wojnę. Jej przeraźliwy krzyk, który wydobył się ze
skrzyni był ostrzeżeniem, Elgin jednak nie mógł go usłyszeć, bo go tam nie
było. Usłyszeli go za to greccy robotnicy, którzy uciekli w popłochu i żaden z
nich za żadne skarby świata nie chciał zawieźć skrzyni do portu.
W
porcie pojawił się następny problem, żaden z angielskich kapitanów nie chciał
podjąć się dowodzenia statkiem z tak dużym i ciężkim ładunkiem. Po długich
pertraktacjach wieczorem 15 IX 1802 r. „Mentor” skierował się ku Malcie.
Godzinę po wypłynięciu z Pireusu zebrały się nad nimi czarne chmury, wkrótce nadmiernie
obciążony statek został zniesiony przez sztorm na skalne wybrzeże wyspy
Kithira, rozbił się o skały i cały ładunek poszedł na dno.
Elgin
był załamany, szukał pomocy, ale bał się zdradzić jaką wartość mają zatopione
dzieła sztuki. Trzy miesiące po zatonięciu „Mentora” skończyła się służba
dyplomatyczna Elgina w Konstantynopolu. Popłynął od razu na Kithirę, żeby na
własne oczy zobaczyć wrak Mentora, zdawał sobie sprawę, że koszty wyciągnięcia
ładunku z morza będą ogromne. Postanowił wracać drogą lądową do Szkocji, przez Włochy
i Francję. Dotarł do Paryża i tam jako obywatel Anglii z rozkazu Napoleona
został aresztowany. Elgin, dumny i
ambitny Lord Elgin był teraz jeńcem wojennym we Francji. Nie wszystko jednak
zostało stracone, podczas jego pobytu w więzieniu miejscowi nurkowie zaczęli
wydobywać skrzynie z antykami, w końcu po 4 latach od zatonięcia jeden ze
statków marynarki wojennej zabrał
marmury z Kithiry do Anglii. Jego ludzie kontynuowali prace na Akropolu do 1812 r. kiedy to otrzymał ostatnią przesyłkę. W 1806 r. Elgin odzyskał wolność, i ruszył do Szkocji. 5 000 funtów
kosztowało go odzyskanie marmurów z dna morza, nie miał więcej pieniędzy. Śpieszył
się do domu do kochającej żony i dzieci, zamiast tego, zastał obcego mężczyznę,
który zajął jego miejsce u boku żony. Rozwód wywołał wielki skandal, to był
koniec jego kariery dyplomatycznej.
Elgin był bankrutem; demontaż i transport
200 ton marmurów z Aten do Londynu w czasie wojny zrujnowały go. Nie miał
pieniędzy nawet na to, żeby je przetransportować z Londynu do Szkocji dlatego
przechowywał je w skandalicznych warunkach: w brudnej
i wilgotnej szopie. W 1809 r. dotarł do Aten Lord Byron, poeta romantyzmu
i wielki przyjaciel Greków. Kiedy zobaczył katastrofę, której sprawcą był
Elgin, wpadł w szał. Teraz jego głównym celem było zniszczenie Elgina, za to co
zrobił Grecji. Poemat Byrona „Wędrówki Childe’a Harolda” a w nim „Przekleństwo Minerwy” (Ateny)
wkrótce był znany w całej Europie i zniesławił Elgina bezpowrotnie.
Marmury
kosztowały go wolność, zdrowie, pieniądze i żonę, teraz stracił ostatnie co mu pozostało
- dobre imię. Nigdy nie był w gorszej sytuacji, jego finanse były w opłakanym
stanie, koszt sprowadzenia wszystkich marmurów do Anglii wyniósł 70 000 funtów,
istniało niebezpieczeństwo że zostanie skazany i uwięziony za długi. I tak w
1816 r. zwrócił się do rządu aby odkupił od niego marmury, odkupiono je za
połowę ceny której żądał, za 35 000 funtów, nie był tym zachwycony, ale
nie miał innego wyjścia. Żeby uwolnić się od swoich wierzycieli ucieka do
Paryża, miasta w którym był więziony. Już nigdy nie wróci do Szkocji. Umiera w Paryżu 14 XI 1841 r.
P.S. Lord Elgin miał pięcioro dzieci w tym syna Jamesa, późniejszego gubernatora generalnego Brytyjskiej Kanady i wicekróla Indii. James, podobnie jak ojciec, okrył się niesławą jako europejski barbarzyńca i niszczyciel dzieł sztuki, gdy na jego rozkaz zniszczono Stary Pałac Letni pod Pekinem.
Mary Hrabina Elgin
Lord Byron
P.S. Lord Elgin miał pięcioro dzieci w tym syna Jamesa, późniejszego gubernatora generalnego Brytyjskiej Kanady i wicekróla Indii. James, podobnie jak ojciec, okrył się niesławą jako europejski barbarzyńca i niszczyciel dzieł sztuki, gdy na jego rozkaz zniszczono Stary Pałac Letni pod Pekinem.
c.d.n.
sobota, 22 lutego 2014
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Karnawał - czy to kolejny wybryk Dionizosa ?
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Karnawał - czy to kolejny wybryk Dionizosa ?: Jak zwykle korzeni wszystkiego co szalone i radosne możemy szukać w starożytnej Grecji i tak jest i tym razem, a jeśli mówimy o zabawie...
Karnawał - czy to kolejny wybryk Dionizosa ?
Jak zwykle korzeni wszystkiego co szalone i radosne możemy
szukać w starożytnej Grecji i tak jest i tym razem, a jeśli mówimy o zabawie i
karnawale, to możemy być pewni, że maczał w tym palce Dionizos.
W starożytnej Grecji od środka zimy do początków
wiosny obchodzono uroczystości ku czci Dionizosa. Dionizos był przede wszystkim
bogiem klas niższych, patronem winorośli i wina, symbolem radości życia i
niepohamowanej wesołości. Oprócz najważniejszych uroczystości ku czci
Dionizosa; Wielkich Dionizji, Małych Dionizji i Lenajów, w miesiącu Anthesterion
(od 18 lutego - 17 marca w przybliżeniu ) obchodzono Festiwal Kwiatów (Anthesterion).
Nazwa ta związana jest prawdopodobnie ze zwyczajem drugiego dnia, kiedy to „koronowano”
trzyletnich chłopców wieńcami z kwiatów. Było to najstarsze święto dionizyjskie
i trwało przez trzy dni.
Pierwszego dnia otwierano beczki z młodym winem i pod
zamkniętą świątynią Dionizosa urządzano libację ku jego czci, w intencji dobrych
plonów i udanego wina. Drugiego dnia świąt, organizowano pochód towarzyszący
Dionizosowi; jego wyznawcy zakładali zwierzęce skóry, smarowali twarze osadem z
mętów wina i stroili głowy bluszczem – świętą
rośliną Dionizosa, jednym słowem chcieli się upodobnić do Satyrów, którzy przypominali
kozły. Tak poprzebierani wędrowali po ulicach miasteczek i wsi, rzucali
przekleństwa na swoich współmieszkańców, tańczyli, pili wino, śpiewali dytyramby,
ale też sprośne, grubiańskie piosenki. Na rydwanie w
kształcie statku siedział sam Dionizos. Nie mogło się obyć również tego dnia, bez degustacji młodego wina
i rozmaitych zawodów i konkursów z nim związanych.
Po pochodzie odbywał się symboliczny „święty ślub”
boga z żoną Archonta, który był głową kapłaństwa i wszystkich dostojników
religijnych w Atenach. Vassilinie- jego żonie, towarzyszyło dziesięć dziewic a
rolę Dionizosa odgrywał sam Archont w masce na twarzy, koronie z gałązek i
berłem w dłoni.
Uroczystości trwały do późnej nocy, bawiono się przy
dźwiękach muzyki, przy dzbanach wina, chwaląc Dionizosa i prosząc o bogate
plony. Następny dzień – trzeci - był świętem zmarłych.
Do dnia dzisiejszego w Grecji pozostało wiele
karnawałowych zwyczajów, które korzeniami sięgają Anthesterionu - święta ku czci Dionizosa, oto kilka z nich;
Obrzędy „karnawałowego ślubu” bo tak go nazywają na
Kerkirze (Korfu) do 1960 r. były organizowane w większości wiosek. Zwyczaj ten
powoli zanika, ale na szczęście w niektórych wsiach zachował się do dziś.
Zaczyna się rankiem w ostatnią niedzielę karnawału kiedy mężczyźni zbierają się w domu pana młodego, a kobiety w domu panny młodej. Fakt, że panna młoda jest w rzeczywistości mężczyzną, nierzadko wąsatym wynika z tego, że w patriarchalnym społeczeństwie zakazywano kobietom brania udziału w tego typu inscenizacjach. W ceremonii małżeństwa bierze udział demon w przebraniu satyra, który próbuje zepsuć wesele. W czasie całej uroczystości mieszkańcy dokuczają sobie nawzajem obrzucając się przekleństwami.
Zaczyna się rankiem w ostatnią niedzielę karnawału kiedy mężczyźni zbierają się w domu pana młodego, a kobiety w domu panny młodej. Fakt, że panna młoda jest w rzeczywistości mężczyzną, nierzadko wąsatym wynika z tego, że w patriarchalnym społeczeństwie zakazywano kobietom brania udziału w tego typu inscenizacjach. W ceremonii małżeństwa bierze udział demon w przebraniu satyra, który próbuje zepsuć wesele. W czasie całej uroczystości mieszkańcy dokuczają sobie nawzajem obrzucając się przekleństwami.
Na wyspie Naksos, która uważana jest za miejsce
narodzin Dionizosa, uroczystości zaczynają się już od pierwszej soboty
karnawału - od uboju świń - i trwają do ostatniej niedzieli. Wtedy wychodzą na
ulice „kudunati” czyli poprzebierani w płaszcze i kaptury obwieszeni dzwonami
wieśniacy. Prowokują obscenicznymi gestami o wyraźnym zabarwieniu seksualnym –
delikatnie mówiąc - robiąc przy tym niesamowity hałas. Towarzyszy im Starzec,
Starucha i Niedźwiedź.
W rękach drewniane pałki symbolizujące fallusa
Na Skyros w każdą sobotę i niedzielę karnawału na
ulice wychodzą „Starcy” ze swoimi Korellami. „Starcy” ubrani są w grube czarne
peleryny, na twarzach mają maski ze skóry młodego kozła i przepasani są sznurem z dwoma rzędami dzwonów - takich jakie noszą na szyi zwierzęta – ich waga
może dochodzić do 50 kg.
Poruszają się w taki sposób żeby wywołać jak największy hałas. Karella jest panią Starca, nosi tradycyjny na Skyros strój, zdominowany przez kolor biały, co jest w ostrym kontraście do ubioru Starca, jej twarz jest zakryta. Tańczy wokół niego otwierając mu drogę wśród tłumu. Za każdym razem kiedy ten zatrzymuje się aby złapać tchu i odpocząć, Corella śpiewa tradycyjne piosenki.
Ten ze Starców który jest najsilniejszy i najszybciej dotrze na wieżę zamku, który znajduje się na wyspie i uderzy w dzwony św. Georga jest zwycięzcą. Starcy w koźlich maskach utożsamiani są z zoomorficznymi postaciami z orszaku Dionizosa, a ich taniec z dzwonami ma zabarwienie seksualne i odnosi się do orgiastycznej atmosfery świąt Dionizosa.
Poruszają się w taki sposób żeby wywołać jak największy hałas. Karella jest panią Starca, nosi tradycyjny na Skyros strój, zdominowany przez kolor biały, co jest w ostrym kontraście do ubioru Starca, jej twarz jest zakryta. Tańczy wokół niego otwierając mu drogę wśród tłumu. Za każdym razem kiedy ten zatrzymuje się aby złapać tchu i odpocząć, Corella śpiewa tradycyjne piosenki.
Ten ze Starców który jest najsilniejszy i najszybciej dotrze na wieżę zamku, który znajduje się na wyspie i uderzy w dzwony św. Georga jest zwycięzcą. Starcy w koźlich maskach utożsamiani są z zoomorficznymi postaciami z orszaku Dionizosa, a ich taniec z dzwonami ma zabarwienie seksualne i odnosi się do orgiastycznej atmosfery świąt Dionizosa.
Kolej na tradycyjnego Beya. Zwyczaj Beya obchodzony jest w Didymoticho (miasto w
zachodniej Tracji) zawiera elementy dionizyjskie i ma charakter satyryczny. Bey
jest dojrzałym mężczyzną z wąsami, ubrany jest w futro, umalowany, obwieszony
ozdobami, w wysokich butach z laską pistoletami i fajką wodną (to wpływy
okupacji i kultury tureckiej) Towarzyszy mu orszak złożony z obstawy Beya, czyli
policjantów, za nimi podążają dworzanie, rolnicy, rzemieślnicy. Po swoistej
procesji odbywa się inscenizacja prac polowych; orka, żniwa, młócka etc. Następnie
odbywają się wyścigi osłów i turniej zapasów.
Po tych wszystkich atrakcjach ludzie zbierają się w tawernach i razem z orszakiem Beya, piją i bawią się przy wtórze regionalnej muzyki.
Po tych wszystkich atrakcjach ludzie zbierają się w tawernach i razem z orszakiem Beya, piją i bawią się przy wtórze regionalnej muzyki.
c.d.n.
wtorek, 11 lutego 2014
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Co łączy Georga Clooney`a z kradzieżą marmurów na...
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Co łączy Georga Clooney`a z kradzieżą marmurów na...: Wpadł mi wczoraj w ręce artykuł, umieszczony w greckiej prasie, na temat zamieszania jakie w Wielkiej Brytanii, wywołała wypowiedź G...
Co łączy Georga Clooney`a z kradzieżą marmurów na Akropolu?
Wpadł mi wczoraj w ręce artykuł, umieszczony w
greckiej prasie, na temat zamieszania jakie w Wielkiej Brytanii, wywołała
wypowiedź Georga Clooney ‘a na festiwalu
w Berlinie.
George Clooney podczas konferencji prasowej po
projekcji filmu „Obrońcy skarbów” - który opowiada o alianckich
żołnierzach i cywilnych specjalistach, łączących siły, by odzyskać skradzione
przez nazistów dzieła sztuki, zanim zostaną one zniszczone w wyniku działań
wojennych – został zapytany przez greckiego dziennikarza co sądzi o powrocie do Grecji marmurów skradzionych przez Anglików na Akropolu. Odpowiedział, że powinny wrócić, że to
dobry pomysł i że byłoby to "piękne i sprawiedliwe". Nie było by w tym nic
dziwnego i zaskakującego bowiem wielu ludzi sztuki, nauki czy polityki - i nie tylko, na całym
świecie, podziela ten pogląd. Zaskoczyła mnie odpowiedź jaką dał John
Gouitingknteil, brytyjski szef Komisji ds. Kultury,
Mediów i Sportu, delikatnie sugerując, że Clooney nie wie, o czym mówi.
„Jestem
wielkim fanem George Clooney`a, ale podejrzewam , że prawdopodobnie nie zna
historii Marmurów Elgina i wszelkiego do nich prawa Wielkiej Brytanii. Jest Amerykaninem (!) Podejrzewam, że nie wie, dlaczego Wielka Brytania uzyskała Marmury Elgina.
Istnieje silne przekonanie, że powinny pozostać w Wielkiej Brytanii ",
powiedział.
No
to rzućmy trochę światła na to, w jaki
sposób marmury z Partenonu i Erechtejonu znalazły się w Muzeum Brytyjskim.
Jest
koniec XVIII w. Napoleon rozważa inwazję
na Anglię, ale wkrótce rezygnuje z tego pomysłu. Zamiast tego napada na Egipt i
odłącza go od Turków - co bardzo się Turkom nie podoba. Zrywają więc stosunki
dyplomatyczne z Francją i wypowiadają jej wojnę. Wielka Brytania uważa, że to bardzo
dobry moment, żeby powołać w Turcji
ambasadora.
Zadania
tego podejmuje się Lord Elgin (1799) Właśnie ożenił się z piękną Mary Nisbett i
kończy budowę pięknego domu. Jego architekt opowiada mu o cudach architektury i
rzeźby greckiej i podsuwa świetny pomysł aby zrobić kopie oryginałów w Atenach.
Elgin zachwyca się tym pomysłem i zbiera zespół ludzi do stworzenia planów
architektonicznych, ze zdolnym włoskim malarzem Giovannim Lusieri na czele.
Kapelanem
zespołu był wielebny Philippe Hunt, który raczej nie zasługuje na szacunek.
Gdyby wykluczyć Lorda Elgina, to miano największego krętacza i złoczyńcy miałby
wielebny Hunt.
Elgin
zostaje przyjęty w Konstantynopolu z wielką pompą, wiatry wojny są korzystne
dla Brytyjczyków a i Sułtan jest zadowolony. Ale przejdźmy do Grecji; Grecja od
400 lat jest pod jarzmem Turków osmańskich. Elgin i jego ludzie przybywają do
Aten. Turcy żeby sprawnie móc kontrolować Ateny powołali dwa rodzaje rządu;
polityczny i wojskowy.
Wiele
już powiedziano i nadal się mówi jak małe zainteresowanie spuścizną Greków i zabytkami
Akropolu wykazywali Turcy, jednak aż 6 miesięcy zajęło Elginowi zanim po raz
pierwszy pozwolono mu wejść na Akropol. Udało mu się to dzięki 5 funtom łapówki,
dla dowódcy wojskowego w Atenach, za każdorazowe wejście na Akropol. To zaczęło
proces łapówkarstwa i korupcji funkcjonariuszy wojskowych, który trwał aż do
momentu spakowania i wysłania marmurów do Anglii.
Gdy
rusztowania były już wzniesione, kopie gotowe, pojawiły się plotki o przygotowaniach
francuzów do napaści na Turcję, turecki gubernator natychmiast nakazał Elginowi
zejść z Akropolu. Wejście na Akropol dla Elgina zostało zamknięte.
Był
tylko jeden sposób aby się tam ponownie dostać – ingerencja u samego Sułtana w
Konstantynopolu i zdobycie dokumentu zwanego „firman” nakazującego władzom Aten, pozwolenie na kontynuowanie prac.
Elgin
odwiedza Sułtana w Konstantynopolu i udaje mu się zdobyć firman. Tekst dokumentu
jest wielce pokrętny i niejasny, oto fragment w wolnym tłumaczeniu.
Artyści
nie powinni spotykać się z przeszkodami ze strony władz, podczas projektowania,
kopiowania lub stawiania rusztowań wokół starożytnej świątyni, w tworzeniu replik w wapieniu lub gipsie Mają prawo do
wykopalisk jeżeli uznają to za konieczne, w poszukiwaniu starożytnych inskrypcji
wśród śmieci. Nie należy im przeszkadzać w zabieraniu „fragmentów kamienia ze
starymi inskrypcjami lub rzeźbami” Polecenia te zostały przekazane do dowódców i
- ten punkt jest podkreślony w firman – zezwolenie zostaje wydane ze względu na dobre stosunki pomiędzy
obydwoma krajami, ZWŁASZCZA, ŻE NIE SPOWODUJĄ ONI ZNISZCZEŃ I SZKÓD BADANYCH
BUDYNKÓW.
Zanim
firman zdążył na dobre dotrzeć do Aten zaczyna się przerażający akt gwałtu na budowli,
która do dziś jest uważana przez wielu za najszlachetniejszy i najpiękniejszy z
ludzkich tworów - na Partenonie.
Brak słów, żeby opisać całą tą potworność, Stosowano łomy, piły i materiały wybuchowe - zniszczono Partenon.
Gdy
celem łupieżców stał się Erechtejon, żądza łupu opętała ich do takiego stopnia, że „wielebny”
Hunt wpadł na pomysł aby przenieść cały
budynek do Anglii. Lord Elgin był zachwycony pomysłem i poprosił Brytyjską
Marynarkę Wojenną aby wysłała okręt. Żądanie to nie zostało uznane za skandaliczne,
ale nie doszło do skutku tylko dlatego, że nie było w tym czasie żadnego
dostępnego okrętu. Możemy sobie wyobrazić co by było, gdyby był.
Zdejmowanie rzeźb i płaskorzeźb trwało od
połowy 1801 do 1812 r. Ogółem pozyskano 56 płyt z
liczącego 111 płyt pokrytego płaskorzeźbą fryzu, 15 (z 92) metop i 17 figur z tympanonów.
Ponadto wywieziono jedną z kariatyd i kolumnę z Erechtejonu. Wytłumaczeniem na ten akt bestialstwa i bezmyślnego zniszczenia było pozwolenie Sułtana na zabranie z Akropolu "fragmentów kamienia ze starożytnymi inskrypcjami lub rzeźbami" zinterpretowane błędnie, dla własnych korzyści.
W 1816 r. Elgin, doprowadzony do bankructwa
swoim przedsięwzięciem, zmuszony został do zaoferowania Koronie Brytyjskiej
marmurów do sprzedaży. Już wówczas legalność i etyczna strona przedsięwzięcia Elgina
budziły w Brytanii wątpliwości, w znacznej mierze w wyniku popularności
opublikowanego w roku 1812 r. poematu lorda Byrona Wędrówki
Childe’a Harolda, w którym napiętnował on wywóz marmurów jako „splądrowanie
krwawiącego kraju”. Marmury, zakupione przez rząd brytyjski, przekazane zostały
następnie Muzeum
Brytyjskiemu, w którym do dzisiaj się znajdują.
Marmury partenońskie w Muzeum Brytyjskim
Już w roku 1833 rząd Grecji po raz pierwszy podjął
starania o zwrot marmurów. Ponowne starania miały miejsce w roku 1924, z okazji setnej
rocznicy śmierci Lorda Byrona, w czasie drugiej wojny światowej, i wreszcie w
roku 1983, kiedy po raz
pierwszy rząd Grecji wystosował oficjalne żądanie zwrotu marmurów. Bardzo
aktywnie walczyła o zwrot marmurów Melina
Mercouri, aktorka i minister kultury Grecji.
Ze strony brytyjskiej idea zwrotu marmurów
Grecji pojawiła się już w 1816 r. wśród członków Parlamentu, a
również rząd brytyjski, co najmniej dwukrotnie – w 1941 r. i ponownie w r. 1997 po przejęciu władzy przez Partię
Pracy, był bliski decyzji o zwrocie marmurów Grecji. Tak się jednak do chwili
obecnej nie stało.
Tak więc argument szefa brytyjskiej komisji, że mają prawa do greckich marmurów, ma się nijak do rzeczywistości. Marmury
uzyskano przez przekupstwo i korupcję tureckich urzędników, poza tym czy to jest legalne, uczciwe,
honorowe, zgodne z prawem etc. aby negocjować z Turkami to co najcenniejsze dla
greckiej spuścizny, kiedy Grecja jest pod tureckim jarzmem ? I wreszcie, czy odkupienie marmurów od złodzieja
daje im prawo do ich posiadania i przetrzymywania ?
Odpowiedzi na te pytania pozostawiam państwu.
c.d.n.
czwartek, 6 lutego 2014
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Kulisy bitwy pod Maratonem
Pilot Rezydent Grecja - Barbara Rizou: Kulisy bitwy pod Maratonem: Okres greckiej historii między 492-479 r. p.n.e. znany jest jako okres „Wojen perskich” Persja – największa potęga w regionie, p...
Kulisy bitwy pod Maratonem
Okres greckiej historii między 492-479 r. p.n.e. znany jest jako okres „Wojen perskich”
Persja
– największa potęga w regionie, prowadziła politykę ekspansywną, nie była jednak
w stanie rozprzestrzeniać się bardziej; ani na wschód (silne Indie), ani poza Egipt, ze względu na pustynię Libijską, ani na niegościnne tereny Scytów na północy. Jedyną opcją była więc inwazja
na zachód, na kontynent europejski a jedyną przeszkodą, którą należało pokonać
aby osiągnąć cel była Grecja. Ateny zaś należały do najbardziej zdecydowanych przeciwników Persji.
Persowie szukali tylko pretekstu do ataku i wkrótce w 500 r. p.n.e. Ateńczycy sami dali im ten pretekst.
Kiedy greckie polis Azji Mniejszej - które były częścią imperium perskiego - zbuntowały się przeciwko Persom, Ateny i Eretria wysłały pomoc - 25 statków. Było to o
wiele za mało w stosunku do potrzeb, los rebelii był przesądzony. Z powodu
ogromnej dysproporcji sił, Grecy nie mieli żadnych szans, i w 494 r. p.n.e. padł
Milet − główny ośrodek buntu. Miasto zrównano z ziemią, a mieszkańców wysłano
daleko na wschód.
Król
Persji Dariusz dowiedziawszy się, że
niektóre miasta-państwa Grecji wysłały pomoc dla rebeliantów, w napadzie szału wystrzelił z łuku strzałę w niebo i
zaprzysiągł zemstę. Dariusz był wściekły na Ateńczyków, w końcu nadszedł czas
by pokonać nie tylko Ateny, ale zająć także całą Grecję, nawet miał specjalnego
sługę, który za każdym razem kiedy król zasiadał do stołu, szeptał mu do ucha „Panie nie zapomnij o
Ateńczykach”
Król perski Dariusz
Inwazja na Grecję była więc tylko kwestią czasu.
Wkrótce, w 492 r. p.n.e. Persowie zorganizowali pierwszą
wyprawę przeciw miastom Grecji. Dariusz miał do wyboru dwie drogi; jedną od strony morza,
drugą lądową. Każda z tych dróg miała swoje zalety i wady. Ostatecznie wybrał drogę od strony morza i okazało się to katastrofalne. Kampania nie powiodła się z powodu strasznej burzy
"zesłanej przez bogów Olimpu" która zniszczyła jego flotę.
Mimo klęski
Dariusz wysłał w następnym roku do greckich miast swoich posłów, którzy
żądali w imieniu króla „ziemi i wody” tj. symbolicznego uznania jego władzy. Część
greckich polis była skłonna przyjąć perskie zwierzchnictwo, ale Ateny, Sparta i
zapewne Eretria nie chciały wpaść pod perskie jarzmo. Ateńczycy
zrzucili posłów z Akropolu w przepaść, gdzie tracono przestępców, a Spartanie wrzucili
swoich do studni, żeby tam poszukali sobie spartańskiej "ziemi i wody". Grecy nienawidzili samej myśli o pozbawieniu ich wolności, i
nie zamierzali z niej rezygnować bez walki. Dariusz był wściekły, zebrał
flotyllę 600 okrętów i zmobilizował armię. Wiosną 490 r. p.n.e. armia i flota perska była
gotowa. 30-tysięczną armią dowodził Datys, wódz sił perskich na zachodzie.
Kiedy we wrześniu 490 r. p.n.e. Datys żeglował ku Grecji towarzyszył mu Hippiasz, król - tyran, wygnany z Aten w 510 r. p.n.e., który służył Persom w nadziei, że odzyska
władzę w Atenach. Hippiasz z radością doradził mu aby
wylądował pod Maratonem. Na terytorium Aten nie mogliby znaleźć lepszego miejsca, równina pod Maratonem była
szeroka na 3 km i długa na 10 km,
poza bagnami na jej końcach nic nie przeszkadzało Persom w skutecznym wykorzystaniu
lekkiej piechoty i kawalerii.
Powrót Hippiasza do Grecji nie należał do najszczęśliwszych,
wyskakując z łodzi na brzeg, dostał ataku kaszlu (a miał już swoje lata ok.
80), wypluł ząb i nie mógł go znaleźć w
piasku. Uznał to za znak od bogów, że nie odzyska już swojego królestwa. Hippiasz był
politycznym pionkiem, Persów nie obchodziło jaki reżim włada podbitymi
terytoriami, dopóki ten reżim był lojalny wobec nich. Kiedy Datys rozładowywał
okręty, na wzgórzach nad Maratonem zebrała się armia Greków. Składała się z
przedstawicieli 10 ateńskich fyl (społeczności rodowych), po 1000 ludzi z
każdej fyli z własnym dowódcą i około 1000 Platejczyków. Całość podlegała Ateńskiemu wodzowi
Miltiadesowi.
Miltiades
Brakowało jedynie najwspanialszych wojowników starożytnej Grecji
– Spartan. Miltiades wysłał do Sparty Filipidesa z prośbą o pomoc. Grecy
kontaktowali się poprzez posłańców, czasami byli to jeźdźcy, ale z reguły
wiadomości przekazywali biegacze. Filipides mógł biec cały dzień. Według
starożytnego historyka Herodota pokonał
240 km między Atenami i Spartą zaledwie w dwa dni.
Jego wysiłek poszedł jednak
na marne. Spartanie obchodzili właśnie święto Apollina Karnejskiego i odmówili wymarszu
przed pełnią księżyca. Spartanie słynęli z religijności, powolności, uporu i
arogancji, uznali że nic się nie stanie jeśli trochę się spóźnią. Ateny miały
walczyć same.
Ze wzgórz nad Maratonem
Miltiades i jego wodzowie doskonale widzieli perską armię, była prawie
trzykrotnie większa od ich sił; łucznicy z Etiopii, lekkozbrojni znad brzegów
Indusu, dzicy jeźdźcy ze stepów Azji, wszyscy byli poddanymi Dariusza, ale poza
tym łączyło ich niewiele, nie mówili nawet jednym językiem. Natomiast Grecy
byli braćmi i sąsiadami, wspólnie broniącymi swojej wolności i stylu życia.
Wciąż pamiętali tyranię Hippiasza i woleli śmierć od jego powrotu.
Żadna ze
stron nie rwała się do walki, przez cztery dni obie armie stały naprzeciwko
siebie. Grecy czekali ponieważ zajmowali lepszą pozycję, przeciwnik nie mógł ich stamtąd wyprzeć. Poza
tym wielka armia wroga, błyskawicznie zużywała zapasy, istniała nawet szansa że Persowie
wycofają się sami. Datys czekał, ponieważ miał nadzieją że poplecznicy
Hippiasza wywołają w Atenach bunt i oddadzą mu polis. Miltiades cały czas miał
nadzieję że pojawi się obiecany kontyngent ze Sparty.
Żadna ze stron nie
chciała wykonać pierwszego ruchu.
Datis pracował jednak nad planem, który miał
przełamać pat, już wkrótce miało dojść do rzezi. Po czterodniowym oczekiwaniu, perski wódz decyduje się postawić wszystko na jedną kartę. Pod osłoną nocy
wprowadza konnicę i część piechoty z powrotem na statki. Ateńska armia stoi pod
Maratonem, więc Datys zamierza opłynąć
przylądek, wysadzić swe wojska pod Atenami i uderzyć na bezbronne miasto. Jego
towarzysz Artafernes zostanie pod Maratonem z 12 tys. ludzi.
Jeśli Datis sądził że uda mu się w tajemnicy załadować na okręty tysiące koni i
żołnierzy – był w błędzie. Zwiadowcy Miltiadesa odkryli zamieszanie. Grecy
uznali to za zagrożenie a jednocześnie szansę, jeśli czegoś nie zrobią, miasto
może zostać zdobyte za ich plecami, z drugiej strony mogli w końcu uderzyć na
wroga, który uszczuplił swoje siły i pozbył się kawalerii.
Miltiades wiedział
że musi działać szybko. Rejs do Aten zabierze Datisowi ponad 10 godzin, kolejne
godziny pochłonie wyładunek armii. Miltiades musiał zwyciężyć pod Maratonem, a
następnie szybko wrócić do Aten by stawić czoło Datysowi. Grecy postanowili
wykorzystać okazję. Geniusz Miltiadesa polegał na tym, że potrafił rozpoznać
właściwy moment do ataku.
Miltiades ustawił 11 tys. swoich hoplitów do bitwy. Na lewym i
prawym skrzydle piechota stanęła w ośmiu szeregach, natomiast w centrum tylko w
czterech. Po zajęciu pozycji Grecy powoli ruszyli w stronę wroga, a gdy
znaleźli się w odległości 100−200 m od perskich oddziałów, rozpoczęli bieg. W
ten sposób zminimalizowali straty zadane im przez perskich łuczników. Wyobraźmy
to sobie; pancerz, tarcza, włócznia i miecz ważą ok. 35 kg a oni musieli dobiec do
wroga i stawić mu czoło. Hoplici szkolili się do takich wyczynów, na ówczesnych
olimpiadach uprawiano nawet bieg na 400 m w pełnym uzbrojeniu. Persowie byli
zaskoczeni, ze swoich pozycji widzieli jedynie masę szarżujących Greków, byli
pewni, że ci padną zanim zbliżą się na długość miecza.
Grecy uderzyli najmocniej na skrzydła i tu odnieśli od razu sukces, centrum zostało nieco w tyle, tworząc półkole wojska i w ten sposób
oskrzydlając wojska Dariusza. Persowie dostali się w kleszcze atakujących z
powodzeniem na skrzydłach hoplitów i w panice rozpoczęli ucieczkę w kierunku
własnych okrętów.Pole bitwy zamieniło się w krwawą jatkę. Grecka ciężka piechota używała tarcz o średnicy
metra, która chroniła żołnierza od czoła po kolana, na nogach hoplici mieli
nagolenice, na głowach hełmy, tak opancerzeni byli właściwie niewrażliwi na
ciosy lekko uzbrojonego wroga.
Grecy próbowali odciąć im odwrót ścigając ich na brzeg morza. Wybuchł
chaos, Persowie próbowali dostać się na statki, jednocześnie stawiając opór
nacierającym hoplitom. Ci którzy ocaleli, odpłynęli. Wyczerpani Grecy padli na
piasek, nie było jednak czasu na odpoczynek, kiedy trwała bitwa Datys żeglował
ku Atenom. Miltiades nakazał wyczerpanym hoplitom marsz do miasta, 42 km w
pełnym oporządzeniu. Pokonanie Persów pod Maratonem zajęło mu 3 godziny, to
oznaczało że Datys był 3 godziny bliżej Aten. Zaczął się wyścig z czasem.
Miltiades wysłał posłańca z wieścią o zwycięstwie, wg legendy był to
Filipides, ten sam człowiek, który biegł do Sparty, pokonał 42 km do Aten i
krzyknął „zwycięstwo” po czym padł martwy z wyczerpania.
Miltiades zdążył w
ostatniej chwili i rozstawił swą armię. Datys był zaskoczony widząc
czekających na niego Greków. Nawet nie rozpoczął desantu, był pewien że Grecy
polegli pod Maratonem, teraz patrzył na ich szeregi gotowe do walki. Uznając
porażkę zawrócił okręty do Persji. Hippiasz miał rację, stracił nie tylko ząb,
lecz także szansę na odzyskanie władzy.
A Spartanie ? Spóźnili się i nie zyskali
sławy, mimo to byli ciekawi jak wyglądają Persowie, udali się pod Maraton aby
obejrzeć poległych. Podobno po bitwie Spartanie zachowywali się jak turyści,
byli zaskoczeni tym jak doskonale poradzili sobie Ateńczycy.
Gdyby Persowie
wygrali, zajęliby Ateny, tym samym zdobyliby w Grecji bazę do kolejnych
ataków, być może historia potoczyłaby się inaczej. Bitwa pod Maratonem była
decydującym starciem które umożliwiło odparcie najeźdźcy. Chwała Maratonu nie
przeminie nigdy, to było wspaniałe zwycięstwo. Gdyby nie Maraton nie było by
rozkwitu greckiej cywilizacji. Persowie stracili 6,5 tys. ludzi, Grecy 192. To
było wielkie zwycięstwo dla Grecji a jeszcze większe dla Aten. W ciągu 20 lat ich
obywatele pozbyli się tyrana i pokonali Persów, stworzyli też nową formę rządów
– demokrację.
A Filipides ? Jego bieg przypominany jest w czasie każdych
igrzysk olimpijskich i w wielu miastach świata, kiedy zwykli ludzie biegną w
Maratonie.
c.d.n.
Subskrybuj:
Posty (Atom)